Spadałam...
W
dół...
Z
bardzo wysoka...
Spadałam,
a w dłoni trzymałam jego dłoń... Powoli chłodnącą dłoń.
Była
już całkiem zimna, a ja nadal spadałam i nie zamierzałam jej
puścić.
Nie
chcę już tak spadać. A jeżeli już, to wolę spadać taka zimna,
jak on. Innej wersji nie przyjmuję.
To
spadanie nie miało końca.
Coraz
bardziej się bałam. Bałam się uderzyć o zimną powierzchnię
ulicy.
Ale
najbardziej bałam się tego, że jeśli już uderzę, jest szansa,
że przeżyję i będę musiała chodzić po świecie ze
świadomością, że już nigdy go nie spotkam, już nigdy nie
poczuję ciepła jego ciała, nigdy nie usłyszę jego pięknego
głosu...
Już
coraz bliżej ziemi. Szara otchłań zaraz pochłonie i mnie i jego.
To były centymetry...
Gwałtownie
się podniosłam. Siedziałam na ciepłym łóżku cała zlana potem
i ciężko oddychałam. Poczułam, że po moich policzkach zaczynają
płynąć słone łzy. Wpatrywałam się tępo w jeden punkt nie
mogąc zrozumieć tego co się stało.
Do
mojej głowy zaczęły cisnąć się obrazy z przeszłości. Te
piękne chwile spędzone razem z nim. Wszystkie wypady za miasto,
spotkania z przyjaciółmi, randki - a zwłaszcza ta pierwsza,
niezapomniana, obiady z rodzicami, wspólne wieczory przed
telewizorem...
Jedna
rzecz została. Tamten wieczór. Prawie oszalałam.
Może
to zabrzmi głupio, ale zgubiłam się w lesie. Tak, zgubiłam się.
I nie wiedziałam, dokąd mam iść, żeby ktoś w końcu mnie
znalazł. Pewnie zapytacie jak doszło do tego, że znalazłam się
właśnie tutaj. Otóż było to tak, że moja szanowna koleżanka
wystawiła mnie do wiatru i postanowiłam się zwyczajnie, jak
normalny człowiek, przejść. Spacer. Ale ja jestem na tyle mądra,
żeby pakować się w największe tarapaty i zachciało mi się
akurat wejść do tego lasu. Może chciałam odreagować smutek przy
dźwiękach natury? Kto wie... Wtedy się nie zastanawiałam. I tak
znalazłam się tu.
Chciałam
zadzwonić do Louisa, ale przecież nie było zasięgu. Jak na złość.
Błąkałam się po ciemnej puszczy nawet nie wiedząc, która jest
godzina, bo przecież mój wszechmogący telefon raczył się
wreszcie wyłączyć. Zaczynało się ściemniać. Nienawidzę
ciemności. Zaczynałam wariować.
Za
drzewami ujrzałam dwie postacie. A dokładniej dwóch mężczyzn.
Jednego jakby znałam, tylko nie mogłam sobie przypomnieć skąd.
Rozmawiali dosyć głośno, więc było wszystko słychać. A raczej
jeden krzyczał na tego drugiego. Schowałam się, żeby mnie nie
zobaczyli.
-
Przekonałeś ją? - zapytał ten, który był mi obcy.
-
Dlaczego to musi być ona? - znam ten głos. Na pewno.
-
Jeżeli ci zależy, powinieneś ją przyprowadzić. - powiało grozą.
-
Zależy mi na niej jak na nikim innym, więc dlatego powinieneś dać
nam spokój. - miał związane dłonie za plecami. Jego postawa ciała
była mi znana .. I to bardzo...
Nagle
facet wyjął zza paska pistolet. Przestraszyłam się nie na żarty.
Przecież on mógł zabić... Louisa. Tak, to był Louis. A
przynajmniej tak mi się wydawało.
-
Albo ona albo ty. - powiedział niskim głosem uzbrojony mężczyzna.
Chłopak, który wyglądał jak Lou zaczął kręcić głową. Chyba
nie mógł w to uwierzyć. Mężczyzna podszedł do niego bliżej.
Zamachnął się i z całej siły uderzył związanego pięścią w
brzuch. Chłopak skulił się i upadł na ziemię. Gdyby tego było
mało dostał jeszcze dwa razy mocnego kopniaka w plecy. Nie mogłam
na to patrzeć.
-
Wybieraj! - wykrzyknął mężczyzna. Schowałam twarz w dłonie.
Usłyszałam wystrzał. Powoli zsuwałam ręce, a przede mną ukazał
się widok leżącego nieruchomo ciała.
Ta
noc na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Nie da się zapomnieć
takich silnych uczuć. Ten ból był nie do zniesienia...
Ale
teraz przypomniałam sobie inną sytuację. Wydarzyła się kilka dni
wcześniej.
-
Chodź już [T.I.]! Spóźnimy się! - usłyszałam jego głos z
dołu.
Jeszcze
tylko drobne poprawki i mogę iść. Musnęłam ostatni raz rzęsy
ciemnym tuszem i wyszłam z pokoju.
- No
nareszcie! Ile można czekać! - powiedział Louis śmiejąc się.
-
Nie martw się. Moi rodzice nie będą mieli nam za złe małego
spóźnienia.
-
Małego spóźnienia? - uśmiechnął się łobuzersko i pochylił
nade mną, żeby złożyć na moich ustach słodki pocałunek.
Nie
codziennie jedzie się na spotkanie z rodzicami w tak ważnej
sprawie. Otóż tak się złożyło, że mam na palcu najpiękniejszy
pierścionek na świecie. A ten, który mi go podarował, uznał, że
już czas na poważne decyzje. Chcieliśmy to właśnie ogłosić
najbliższym.
Jechaliśmy
samochodem po zatłoczonych ulicach próbując zdążyć. Deszcz lał
się strumieniami po oknach rozmazując obraz reszty świata.
Chciałam wykrzyczeć wszystkim jaka jestem szczęśliwa. Zanim się
obejrzałam byliśmy już na miejscu. Lubiłam wracać do rodzinnego
miasta. Tam zawsze powracały wspomnienia z dzieciństwa. Te radosne
i te... mniej.
Dom
się nie zmienił. Ciągle te same jasnożółte ściany, czarne
drzwi, szerokie okna, wielki ogród, grządki z kwiatami. Zapukałam
delikatnie. Nie musiałam długo czekać.
-
[T.I.] ! Jak ja cię dawno nie widziałam! - moja mama rzuciła się
na mnie i mocno mnie przytuliła. Słyszałam jak Lou cicho się
śmieje. W końcu udało mi się wyrwać z uścisku mamy.
-
Cześć mamo! Też się cieszę, że cię widzę!
Moja
rodzicielka przeniosła swój wzrok na Tomlinsona.
- I
ciebie też miło widzieć, Louis. - powiedziała i do niego też się
przytuliła. Później razem z ojcem przywitali się uściskiem dłoni
i weszliśmy do środka. Ja jak zwykle rozwaliłam się na wygodnej
kanapie w salonie, a Lou usadowił się tuż obok mnie i objął mnie
ramieniem. Tata usiadł na fotelu naprzeciwko, a mama poszła do
kuchni. Zapewne dokańczać przygotowywać posiłek. Mój ojciec
przyglądał się nam wtulonych w siebie.
-
Chcecie nam coś powiedzieć? - tata był wyraźnie zaciekawiony. Czy
to było aż tak po nas widać? Spojrzałam na Louisa i już
wiedziałam.
-
Tak.
Nikt
nie miał nic przeciwko temu małżeństwu. Nawet moi rodzice. Nie
sądzicie, że to piękne wspomnienia? Wspomnienia są najpiękniejszą
rzeczą jaką posiadamy.
-
Nie wierzę... - dziwiłam się. - Ty naprawdę chcesz to zrobić?
Lou
uśmiechnął się szeroko i zanim się obejrzałam przerzucił mnie
sobie przez ramię i popędził w stronę kas. Próbowałam mu się
wyrwać, ale byłam bez szans.
-
Poprosimy dwa bilety na diabelski młyn. - powiedział. Z ciszy,
która zapanowała mogłam wywnioskować, że facet siedzący w kasie
był zaskoczony. Poczułam, że się obracamy. Teraz byłam twarzą w
twarz z nieznajomym. Uśmiechnęłam się do niego. Pewnie uznał nas
za dobrze pokręconych.
-
To... Dostaniemy te bilety? - zapytałam.
-
Tak, tak. Już wydaję. - opowiedział mężczyzna.
Nareszcie
poczułam grunt pod nogami. Popatrzyłam w przepiękne tęczówki
mojego chłopaka i od razu się w nich zatopiłam. To był mój
ideał. Facet, który nigdy nie pozwoliłby mnie skrzywdzić, był
dla mnie delikatny, a w jego towarzystwie nie mogłam się nudzić.
-
Proszę, oto państwa przepustki. - usłyszałam głos kasjera. Louis
podszedł do niego i wziął bilety.
-
Dziękujemy.
Złapał
mnie za rękę i razem udaliśmy się do karuzeli.
To
dopiero była jazda. Wszystko wokół mnie szybko się kręciło.
Bawiłam się jak małe dziecko. Z nim zdecydowanie nie można się
nudzić.
-
Mogę cię o coś zapytać? - powiedział kiedy schodziliśmy z
podniebnej karuzeli.
-
Jasne kochanie. - wykończona usiadłam na ławce, a on stał nade
mną i przypatrywał się mi.
-
Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie?
-
Pewnie, że pamiętam. - odpowiedziałam mu wspominając tamten
dzień. - Uratowałeś mi życie.
-
Nie mogłem pozwolić, żeby taka cudowna dziewczyna utonęła w
chlorowanej wodzie. - uśmiechnął się do mnie.
- To
byłby marny koniec. - stwierdziłam. Na chwilę zapanowała cisza.
-
Nie sądzisz, że lepiej byłoby ci skończyć u mojego boku?
Słyszałam
jego przyspieszony oddech. Powoli docierały do mnie jego słowa.
Uklęknął na jedno kolano.
-
[T.I.], czy zechciałabyś uczynić mnie najszczęśliwszym
człowiekiem na Ziemi i wyszłabyś za mnie?- zapytał wyjmując z
kieszeni czerwone pudełeczko i pokazując mi jego zawartość.
To
był piękny dzień. Jedyny w swoim rodzaju. Natłok wrażeń i
emocji nie pozwolił mi normalnie oddychać. Byłam wtedy
przeszczęśliwa. No a kto by nie był? Jest jeszcze jeden dzień,
którego wizja wtargnęła teraz do mojego umysłu.
Weszliśmy
do ciepłej wody ogromnego basenu. Sięgała mi prawie do szyi.
-
Kochanie, nie sądzisz, że powinniśmy częściej tu wracać? -
zapytał mnie.
-
Oczywiście... - odparłam z nutką sarkazmu w głosie, ale i tak go
wyłapał.
-
Hej, co się stało? Wiem, nie masz z tym miejscem najlepszych
wspomnień, chociaż... - wpatrywał się we mnie z uczuciem. - Może
jednak masz?
Przysunęłam
się bliżej niego.
-
Mam najlepsze wspomnienia. - zapewniłam go i nakazałam mu wzrokiem
zanurzyć się pod wodę razem ze mną.
- 3,
2, 1... - odliczyłam, wciągnęłam do płuc jak najwięcej
powietrza i zanurzyłam się. Woda była głęboka. Miałam otwarte
oczy, więc mogłam zobaczyć Louisa podpływającego do mnie.
Zbliżył do siebie nasze twarze i już po chwili poczułam jego usta
na swoich. Ciekawe uczucie... Na pewno bardzo przyjemne –
uśmiechnęłam się delikatnie. Oderwaliśmy się od siebie i po
chwili znów mogliśmy normalnie oddychać.
-
Masz rację. - położył dłoń na moim policzku. - Najlepsze. -
powiedział i pocałował mnie jeszcze raz.
Wspomnienia...
Miłe, prawda? Ale to tylko wspomnienia. Trzeba żyć chwilą.
Cieszyć się tym, co mamy.
-
Lou... - po policzku popłynęła jeszcze jedna łza. Łza smutku,
czy szczęścia?
-
Tak, kochanie? - jego słodki, przepełniony troską głos wypełnił
cały pokój.
To
była zdecydowanie łza szczęścia. Szczęścia z tego, że jest i
będzie przy mnie to końca mojego życia.
______________________________________________________________________
______________________________________________________________________
Cześć !!
Dziś wstawiam Louisa ♥
Dziś wstawiam Louisa ♥
Będę się zabierać za pisanie Liama :)
Życzcie mi szczęścia ;D
Piszcie w komentarzach jak wam się podobał ten imagin :)
Pozdrawiam.
~A
~A
Jest GENIALNY! Brak mi słów :)
OdpowiedzUsuńTu nie trzeba nic mówić...
OdpowiedzUsuńJest BOSKI
♥
Agan :*