j

j

wtorek, 17 czerwca 2014

#68 Zayn


Siedziałam w samochodzie, wpatrując się w obraz za szybą. Wokół było mnóstwo samochodów od tych wielkich ciężarówek, których zawsze się bałam, jadąc na rowerze do tych rzadziej już spotykanych kolorowych, małych maluchów. To smutne, że ludzie już ich nie używają. Nie uważam, że są gorsze. No bo powiedzcie mi w czym takie lamborghini jest lepsze od malucha? Tym, że chłopaki chcą, żeby wszystkie laski na niego leciały. Ughh, nienawidzę tego. Nie jestem taka jak te wszystkie puste lale. Ja w ogóle jestem inna, jakaś taka naprawdę całkiem inna. Tak, wiem moje myśli są głupie. Ale w końcu jest 7.30 rano! Zawsze tak mam. Rano przychodzą mi różne rzeczy do głowy, a to dziwne, bo rano mózg nie powinien być zbytnio aktywny ze względu na to, że domaga się snu. DOBRA! Już nie rozkminiam.
- [T.I.] jesteśmy na miejscu, pomogę ci wysiąść. – usłyszałam głos mojej zatroskanej mamy
- Oh, mamo poradzę sobie. – jęknęłam, wymuszając uśmiech
- Ale twoja noga, pomogę ci z kulami.
Tak, złamałam nogę. To w sumie jest dla mnie całkiem typowe. Zawsze byłam ciamajdą. Niestety. Więc złamałam ją, zbiegając po schodach, spiesząc się do szkoły. No i w końcu do niej nie dotarłam. Taaaaak, to była jedyna zaleta. Wygramoliłam się z samochodu i pożegnałam się z mamą. Widziałam w jej oczach tą troskę i jej nadmierną nadopiekuńczość. Zawsze mnie to denerwowało, ale starałam się sobie to tłumaczyć, że ona się o mnie martwi i taka właśnie jest rola matki, prawda? Bardzo ją kochałam i doceniałam wszystko, co dla mnie robiła. Szłam przed siebie, wybierając kierunek drzwi frontowych szkoły. Mijałam tych wszystkich ludzi z mojego liceum, wgapiających się we mnie i posyłających mi dodające otuchy uśmiechy. Nie wiem nawet po co, czy jestem, aż taką niezdarą, że nie potrafię sobie poradzić okulach. W sumie przyzwyczaiłam się już do tego. Weszłam do szkoły i zaczęłam zastanawiać się gdzie mogą być moi znajomi. I wtedy zobaczyłam roztrzepaną [I.T.P.], biegnącą w moją stronę. Od razu się uśmiechnęłam i zaśmiałam cicho.
- [T.I.], przepraszam, że po ciebie nie wyszłam! Nie zdążyłam, bo pisałam poprawkę z geografii.. – wybełkotała, głęboko oddychając ze zmęczenia
- Nic się nie stało, przecież potrafię się sobą zająć. – pokręciłam głową
- Oh, nieważne. No to zgadnij kto jest posiadaczem 4 z geografii? No hmmmm? Nie uwierzysz..
- Myślę, że ty!
- Udało mi się!! Rozumiesz to?! Kompletnie się tego nie spodziewałam, przecież tak się bałam, a zupełnie niepotrzebnie, bo spytała mnie tych banalnych rzeczy. – mówiła zawzięcie, a na jej twarzy cały czas gościł szeroki uśmiech, któremu towarzyszyły „roześmiane” oczy.
- Wiedziałam, że tak będzie, zawsze tak jest.
- No nieważne, a co z Zaynem? Odezwał się?
- Nie. – odpowiedziałam krótko i założyłam ręce na piersi.
- Oj, może po prostu nie mógł zadzwonić.
- Tak, na pewno nie mógł zadzwonić akurat wtedy, kiedy się pokłóciliśmy.
- No dobra, masz rację, ale przecież wiesz jaki on jest. To jest chłopak, który ma swoją męską dumę no niee?
- Taaaaa… tylko, że najgorsze jest to, że pokłóciliśmy się o taką błahostkę. Ja czuję, że umieram w środku. Życie bez niego jest takie trudne. Brakuje mi go. Wiem, że minęły na razie tylko 4 dni, ale brakuje mi go cholernie mocno.
- To napisz, zadzwoń, idź do niego. Cokolwiek. Powiedz mu to co czujesz.
- Gdyby to było takie łatwe… - powiedziałam i przerwał mi dzwonek – Chodź, bo spóźnimy się na angielski.
Ruszyłyśmy na pierwsze piętro, gdzie odbywały się lekcje. A to oznaczało wchodzenie po schodach czyli kolejny raz, gdy wszyscy będą się na mnie gapili. Starałam się nie zwracać na to szczególnej uwagi i jak najszybciej pokonać te głupie schody. Zauważyłam naszą anglistkę, zmierzającą szybkim i pewnym krokiem (co było dla niej typowe) w stronę drzwi. Weszłam do sali i siadłam w ostatniej ławce przy ścianie, ciężko oddychając. Bardzo się zmęczyłam tym wszystkim. Moja kondycja nie była zbyt dobra ostatnimi czasy, więc nawet wchodzenie po schodach było dla mnie nie lada wyczynem i to jeszcze z tą nogą. Założyłam włosy za ucho i wyjęłam książki na ławkę. Oparłam się łokciem o ławkę i zaczęłam rysować jakieś banalne serduszka na marginesie zeszytu. Nie była to zbyt ciekawa lekcja, bo omawialiśmy materiał, który ja już dawno opanowałam, więc nie byłam zbytnio zainteresowana. A tak właściwie to kiedy ja jestem zainteresowana lekcją? Bardzo trudno mnie zaciekawić. Jestem osobą, która często wybrzydza. A jednak Zayn zawsze potrafił to robić. Tęskniłam za nim mocno. Bardzo mocno. Kochałam go. I to nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo. Był jedynym w swoim rodzaju i to przede wszystkim w nim ceniłam, bo nienawidziłam tej monotonności i nudności.  I powiedziałam to ja – osoba, która każdego ranka je to samo śniadanie – kanapki z dżemem truskawkowym. No, ale wracając to po prostu był niesamowity i wtedy bardzo go potrzebowałam. Bez niego właśnie tak się czułam nudno i monotonnie. Wnosił do mojego życia więcej niż mogłoby się wydawać. A tamtego dnia jego nieobecność bardzo mnie bolała. Bo to właśnie wtedy przypadała nasza rocznica bycia razem. Miało być tak pięknie, wszystko sobie wyobrażaliśmy, że będzie cudownie i w ogóle. A tu taki, że tak powiem KLOPS. Na te wspomnienia czułam jak w oczach wezbrały mi się łzy. Wzięłam głęboki oddech i przełknęłam ślinę, próbując się uspokoić. Spojrzałam na zegarek w celu sprawdzenia godziny i akurat zadzwonił dzwonek. Spakowałam się szybko i wyszłam z klasy. Przerwa minęła mi niesamowicie szybko. Potem dziwnym cudem przeżyłam fizykę, chemię, biologię, matmę, wos i została mi jeszcze historia, która okropnie mi się dłużyła. Nie przepadałam za tym przedmiotem. Po prostu mnie nudził, a tak jak wspominałam wcześniej: nie lubię nudności. Kiedy tak się męczyłam i usilnie próbowałam zainteresować się tym co mówiła nauczycielka lub chociaż słuchać jej, poczułam wibrację na swoim prawym udzie. Wzdrygnęłam się i rozejrzałam dookoła, czy aby nikt się nie zorientował. Klasa była jednak znudzona jeszcze bardziej niż ja. Połowa spała na ławkach, a druga połowa udawała, że słucha. Zerknęłam dyskretnie na ekran komórki i zobaczyłam wiadomość od Zayna. Zdziwiona przesunęłam palcem po szybce i odczytałam smsa. „Musimy pogadać. Przyjdziesz do mnie do warsztatu po szkole? Proszę.” W końcu raczył się odezwać. Odpisałam zwykłe „ok” i zaczęłam się zastanawiać co ma mi do powodzenia. Cieszyłam się, że to on napisał pierwszy, bo ja postanowiłam być nieugięta, ale sądzę, że nie wytrzymałabym długo i sama napisała jeszcze tamtego dnia. W końcu lekcje skończyły się. Jak najszybciej potrafiłam, wygramoliłam się ze szkoły i zaczęłam zmierzać w stronę warsztatu, w którym pracował Zayn. Byłam lekko zestresowana, bo sama nie wiedziałam jak mam się zachować. Miałam milion czarnych scenariuszy w głowie, co chce mi powiedzieć lub co może się stać. Tuż przed wejściem zatrzymałam się, biorąc głęboki oddech i poprawiając włosy. Pewnym krokiem (a przynajmniej taki miał być, a czy był to nie wiem) weszłam do środka.
- Halo? Jest tu kto?
Zobaczyłam Zayna, wychodzącego zza rogu. W garniturze. W tej jego idealnej fryzurze. Jak zawsze perfekcyjnego w każdym calu. Poczułam, że w moim brzuchu zaczynają gromadzić się motylki. Podszedł do mnie bardzo blisko i wyjął zza pleców piękny bukiet białych tulipanów, po prostu mi go wręczając. Nie odezwał się. Tylko przysunął się jeszcze bliżej, przejechał kciukiem po moim policzku, powodując u mnie dreszcze i za chwilę przytulił do siebie mocno. Nie zaprotestowałam, bo ja tego potrzebowałam.
- Przepraszam. – powiedział cicho – Jestem dupkiem.
- Niee, przestań tak mówić. Zostawmy to, nie chcę o tym rozmawiać.
- Chcę tylko powiedzieć, że bardzo żałuję. I nawet nie wiesz jak bardzo za tobą tęskniłem przez te cholerne 4 dni. To były dla mnie 4, puste, nic nieznaczące dni. Okropne. I właśnie przez ten czas zdałem sobie sprawę jak bardzo ważna dla mnie jesteś. Zawsze wiedziałem, że jesteś ważna, ale ty jesteś ważniejsza. Najważniejsza. Kocham cię [T.I.]. Kocham cię bardzo bardzo cholernie mocno. – kiedy to mówił po policzkach spłynęła mi pojedyncza łza, którą starł kciukiem.
- Ja też. Ja też. Kocham cię Zayn, tęskniłam. – wyszlochałam
- Ciiiiii….. Nie tak miało być. Jak pewnie wiesz dziś 17 czerwca, a to oznacza, że dokładnie rok temu moje życie zmieniło się o 360 stopni, bo poznałem ciebie. Chodź.. – pociągnął mnie za sobą.
Na środku warsztatu stał stolik przykryty białym obrusem, a na nim fast foody i lody. FAST FOODY I LODY. Rozumiecie to? Normalny chłopak przygotowałby coś wyrafinowanego, a on nie. I to kochałam. To było wyjątkowe.
- Za to cię kocham. – wyszeptałam, patrząc na to wszystko.
- Wiedziałem, że będziesz zadowolona.
Usiedliśmy przy stole, próbując wszystkiego po kolei. Byłam okropnie szczęśliwa, że już jest wszystko okej, że w końcu mogłam spędzić z nim czas. Każdy spędzony z nim dzień był inny. Całkowicie inny.
- Zatańczysz?
- Ale tu nawet nie ma muzyki.
- To nic, wyobraź sobie ją.
Uśmiechnęłam się i do niego podeszłam. Przytuliłam się mocno i razem zaczęliśmy się kołysać. To była cudowna chwila. Właśnie to były te najfajniejsze momenty. Najbardziej lubiłam po prostu siedzieć w jego objęciach. Tylko to było mi potrzebne do szczęścia. A przez ostatnie 4 dni tego nie miałam i wtedy jeszcze bardziej to doceniłam.
- Jaką piosenkę sobie wyobraziłaś?
- Tą, przy której się poznaliśmy a ty?
- Ja też. – uśmiechnął się pięknie, a ja to odwzajemniłam. – Obiecaj mi coś.
- Co takiego?
- Bądź ze mną do końca.
- Obiecuję.
- Do samego końca.
- Obiecuję, ale ty tez mi to obiecaj.
- Obiecuję.
- Okay.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.
- Wiem, że wyobrażałaś sobie ten dzień, ale nie wiedziałem jak i mam nadzieję, że podołałem i spełniłem chociaż trochę twoje marzenia.
- Podołałeś i to w 10000 calach.
- Cieszę się, że jesteś zadowolona. Co się stało z twoją nogą? Przepraszam, że pytam dopiero teraz, ale nie było okazji.
- Nie pytaj. Jestem cholerną ciamajdą.
- Ale wiesz co, ja cię taką kocham.
__________________________________________________
WIEM, WIEM, WIEM. 
Dawno, a wręcz bardzo dawno nas tu nie było. 
I bardzo przepraszamy. Same nie wiemy czy będziemy tu jeszcze pisać. Jesli znajdziemy czas.... to czemu nie?
Napisałam to sama nie wiem czemu. Jakoś tak mnie naszło. 
Pisałam to bardzo szybko i nie sprawdzałam.
Mam nadzieję, że jest chociaż trochę ok. Chyba wyszłam z wprawy. 
~N 

czwartek, 26 grudnia 2013

#67 Harry


Był piątek. Ostatni dzień w szkole przed przerwą świąteczną. Tego dnia miała odbyć się wigilia szkolna. Uczęszczałam do szkoły z internatem, więc tutaj wyglądała ona trochę inaczej niż w zwykłej szkole. Otóż to u nas wigilia organizowana była dla całej szkoły. Wszyscy zbieraliśmy się w sali głównej na samym dole. Tam siadaliśmy przy wielkim stole i podobnie jak inni próbowaliśmy przyniesionych przez siebie specjałów, a potem rozdawaliśmy sobie prezenty. Wcześniej w każdej klasie odbywało się losowanie. Tego też dnia nie mieliśmy żadnych lekcji. Wigilia zaczyna się zawsze o 15. Przed nią mamy czas na kupienie prezentów czy po prostu przygotowanie sie do niej. I tak to ogólnie wygląda. Nienawidzę tego. Nie lubię świąt zarówno w domu jak i w szkole. Więc staram sie zachowywać jak najbardziej zwyczajnie i nie traktować tego czasu specjalnie. Niestety bywa to trudne, bo moja rodzina oraz przyjaciele wręcz ubóstwiają świeta i próbują mnie w nie jak najbardziej zaangażować. Mam też w zwyczaju zostawiać wszystko na ostatnią chwilę i pomimo, że jest już 12 ja nadal nie mam prezentu na wigilię dla Harrego, bo to jego właśnie wylosowałam. Zamiast kupować mu teraz prezent ja leżałam bezczynnie przed telewizorem oglądając jakiś denny serial.  Aż w końcu tą monotonię przerwał mi dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzałam w ich stronę i moim oczom ukazała się [I.T.P.] z kilkoma torebkami świątecznymi w rękach.
- Hej. - przywitałam się i przykryłam mocniej kocem
- Ty jeszcze w łóżku ? A prezent dla superprzystojniaka ?? - rzuciła się na fotel, rozkładając się na nim wygodnie
- Ty też na niego tak mówisz?
- Cała szkoła na niego tak mówi. - wyrzuciła ręce w górę
- Dlatego pytam..
- No wiesz nie mam obsesji na jego punkcie, ale trzeba przyznać, że jest przystojny, uroczy... - wymieniała, dopóki nasze oczy nie spotkały się i nie zobaczyła mojego spojrzenia wyraźnie wyrażającego głębokie skrzywienie - Dobra, dobra, możesz przestać już się krzywić, bo już się zamykam.. A tak na marginesie to jestem cholernie głodna. Co pijesz ?
- Gorącą czekoladę. Chcesz łyka? - zachichotałam i pokręciłam głową z rozbawieniem
Szatynka z błękitnymi niczym ocean tęczówkami i przejrzystym uśmiechem pokiwała tylko znacząco głową, po czym upiła trochę ciepłej cieczy z mojego kubka w kropki.
- Mmmm... Tego potrzebowałam. - westchnęła posyłając mi ciepły uśmiech
- W takim razie zatrzymaj sobie ją.
- Oh, dziękuję. Myślałam, że dziś ci humor specjalnie nie dopisuje. Wiem przecież, że nie lubisz świąt.
- Bo tak jest, ale to nie znaczy, że mam rozsiewać wokół siebie złość prawda ? - zachichotałam wstając z łóżka - Idę się w coś ubrać, a potem lecę kupić prezent "superprzystojniakowi" - powiedziałam ujmując ostatnie słowo w cudzysłów - Idziesz ze mną?
- Ha ha ha . - odparła sarkastycznie [I.T.P.] - Sorki nie mogę.. Obiecałam pani Lacroix pomóc dekorować salę. 
- Oh, okej to co zobaczymy się dopiero na wigilii ?
- Niestety tak . Ale proszę cię nie zakładaj rurek na takie wydarzenie. Nawet nie wiesz jak ładnie ci w sukience.
- Okej, okej. Rozważę to. - zaśmiałam się i zamknęłam za sobą drzwi do łazienki.
Związałam włosy w kucyka, wciągnęłam na siebie dżinsy i koszule i migiem wybiegłam z toalety. Zdjęłam z wieszaka kurtkę i założyłam ją obwiązując ją potem szarym szalikiem. Przewiesiłam torbę przez ramię i odruchowo sprawdziłam czy mam portfel i telefon. Pożegnałam się z przyjaciółką, po czym zostawiłam ją samą w naszym pokoju. Przemierzałam korytarz zapełniony zabieganymi nastolatkami zakładając na głowę swoją czapkę. Wyszłam z budynku i poczułam zimowy wiatr. Automatycznie poprawiłam czapkę i ruszyłam przed siebie. Miałam zamiar odwiedzić galerię w pobliżu szkoły i tam czegoś poszukać. Po niespełna 20 minutach dotarłam na miejsce. Rozejrzałam sie wokół siebie i zdecydowałam się wejść do home&you. W moich uszach rozbrzmiewała świąteczna muzyka. Przechadzałam się pomiędzy półkami i szukałam czegoś ciekawego. Moją uwagę przykuła kula śnieżna z pozytywką. Wiedziałam, że Harry lubi święta, ale pomimo to nie byłam pewna czy to odpowiedni prezent dla niego. Kiedy chciałam odłożyć ją na półkę usłyszałam za sobą wesołe"cześć". Odwróciłam się i zobaczyłam przed sobą Harrego. Spanikowałam i schowałam prezent za sobą.
- Powinnaś to kupić. To świetny prezent.
- Eeemmm... Wiesz, sama nie wiem.  Nie sądzę, że spodoba się temu komuś kogo wylosowałam.
- Oh, [T.I.]. Nie przesadzaj.. Przecież wiem, że masz mnie. Podoba mi się to i będę z tego zadowolony.
- No cóż skoro tak mówisz to idę do kasy - uśmiechnęłam się - a ty tak właściwie co tu robisz ?
- To samo co ty. Szukam prezentu dla Isabel. Kompletnie nie wiem czym sie interesuje i co lubi.
- Mogę ci pomóc, jeśli chcesz. - zaproponowałam
- Jakbyś mogła. - posłał mi słodki uśmieszek i podrapał się po karku
Razem zaczęliśmy szukać czegoś, aż w końcu zdecydowaliśmy sie na zimowy pejzaż do powieszenia na ścianę. Isabel kocha malować, więc powinna być zadowolona.
- Do tego możesz dokupić jej toffifi. To jej ulubione czekoladki. - poradziłam i zaczesałam kosmyk włosów za ucho
- Oo... Dzięki wielkie za pomoc. Toffifi jest całkiem niezłe, ale ja uważam, że to jednak Rafaello jest najlepsze.
- Serio ? Ja też tak myślę i zupełnie nie rozumiem innych.
Zaśmialiśmy się i zapłaciliśmy za wspólnie wybrane upominki, kierując się potem do wyjścia.
- To co wracamy ? - zapytał brunet chcąc wyjść na zewnątrz
- Wiesz, musze jeszcze kupić coś rodzinie. - odparłam, wpadając na niezły pomysł
- Oh, okej to do zobaczenia na wigilii.
- Do zobaczenia.
Chcialam odejść, ale Harry przysunął się nieco bliżej, objął mnie mocno swoimi ramionami sprawiając, że zrobiło mi sie cieplej i cmoknął w policzek. Zarumieniłam się i pomachałam do niego kiedy wychodził z budynku. Napełniona dobrą energią kupiłam prezenty dla bliskich, a następnie udałam się do sklepu "Rafaello". Harry i ja uwielbialiśmy ten słodycz, więc postanowiłam zrobić coś śmiesznego i kupiłam mu roczny zapas tego produktu, a do tego do torebki wrzuciłam jedno opakowanie. Wiedziałam, że Harry będzie miał niezły ubaw i oto mi chodziło. Taszcząc zapakowany prezent dla rodziców i kilka torebek świątecznych dla siostry stawiałam niepewne kroki ratując się od upadku na przymarzniętym i pokrytym lodem chodniku. Obijając się o kolejnych przechodniów i będąc coraz bardziej oprószona śniegiem miałam większą ochotę znaleźć się w domu i wypić gorącą czekoladę. Właściwie to nie zupełnie był to mój dom, bo przecież był to tylko internat. Ja jednak traktowałam go jak najbardziej domem. Przez 10 miesięcy w ciągu roku to właśnie tu przebywałam. A na pozostałe dwa wracałam do domu rodziców. I właściwie to i tak nie spędzałam z nimi dużo czasu, bo wysyłali mnie na rożnego rodzaju obozy i kolonie. Kocham swoich rodzicow, ale zdecydowanie bardziej przywiązałam się do swoich przyjaciół, z którymi mieszkam w internacie. Jednak ze wszystkich to [I.T.P.] była mi najbliższa. To z nią dzieliłam pokój. Zachowałyśmy się jak dwie kochające sie siostry. Zawsze sobie pomagałyśmy i wspierałyśmy się. W końcu dotarłam do internatu. Weszłam na drugie piętro, przemierzałam korytarz, aż znalazlam się przed pokojem 134. Na drzwiach wisiała tabliczka, na której wygrawerowane  bylo moje i [I.T.P.] imie i nazwisko. Znalazłam kluczyk i prędko włożyłam go do zamka przekręcając dwa razy w lewo. Otworzyłam drzwi   i tak jak sie spodziewałam zastałam pusty pokój. Rozebrałam się i spojrzałam na zegarek wiszący obok naszej wspólnej ogromnej szafy. 14:00. Czyli miałam jeszcze godzinę. Usiadłam na swoim łóżku i zaczęłam zapakowywać prezent dla Harrego. Wszystko włożyłam do niebieskiej torebki ze śnieżynkami, dodatkowo ozdabiając ją potem doczepionymi przez siebie kokardkami. Uśmiechnęłam się na wynik mojej pracy i zabrałam sie za wybór ciuchów. Tak jak już wcześniej obiecywałam przyjaciółce postanowiłam założyć sukienkę albo spódniczkę. Zajrzałam do szafy i po długich namysłach w końcu zdecydowałam się włożyć czarną sukienkę u dołu rozkloszowaną, grafitowe rajstopy i czarne szpilki. Wyprostowałam włosy, nałożyłam delikatny makijaż i byłam gotowa. Chwyciłam prezent i zeszłam na dół.  Cała sala zapełniona była już mnóstwem podekscytowanych nastolatków. Odłożyłam prezent pod ogromną choinką znajdującą sie w rogu pomieszczenia obok innych świątecznie zapakowanych upominków. Poczułam dwie silne dłonie oplatające się wokół talii. Odwróciłam się i ponownie w tym dniu ujrzałam rozpromienioną twarz Harrego.
- Wow. Ładnie wyglądasz.
- Aww.. Miło słyszeć, bo nie byłam pewna tego stroju, ale dziękuję.
- Chodźmy zająć sobie miejsce.
- Aaaa... Tak, tak.
- O ile w ogóle masz ochotę siedzieć obok mnie.
- No pewnie, że chcę.
Zajęliśmy miejsca z brzegu stołu i za chwilę wszyscy zaczęliśmy dzielić opłatkiem. Korzystając z okazji, że siedziałam obok Harrego to jemu złożyłam pierwsze życzenia.
- Więc życzę Ci Harry wesołych świąt, uśmiechu na twarzy, spełnienia twoich wszystkich marzeń, powodzenia w Nowym Roku i czego tam sobie jeszcze życzysz - mówiłam z uśmiechem na twarzy cały czas patrząc w jego oczy, dopiero dostrzegając jak piękny kolor ma jego tęczówka
- Dziękuję [T.I.]. Ja tobie również życzę wesołych świąt, żebyś zawsze była szczęśliwa, żeby ten przepiękny uśmiech cały czas goszczący na twojej twarzy nigdy nie znikał, radosnych chwil i aby nowy rok był dla ciebie jak najlepszy.
- Dzięki Harry - wymamrotałam i mocno wtuliłam się w jego tors
Kiedy już każdy złożył sobie życzenia ponownie zasiedliśmy do stołu i wreszcie nadszedł moment, w którym mogliśmy wypróbować wszystkich potraw. Zlustrowałam cały stół i dostrzegłam mnóstwo pysznych smakołyków. Nie mogłam się na nic zdecydować. Zobaczyłam jak Harry z apetytem wcina moje babeczki i mimowolnie uśmiechnęłam się.
- Mmmm... Są mega pyszne. Nie wiesz może kto je przyniósł? - powiedział z pełną buzią
- Są moje. - zachichotałam
- Serio? Są świetne. - odparł biorąc kolejną
- Cieszę się, że ci smakują. A ty co przyniosłeś?
- Te oto pierniczki. - przybrał niższy ton głosu i podsunął mi talerz przed nos
Poczęstowałam się i nie pożałowałam wyboru. Pierniczki były przepyszne.
- Super. Naprawdę. Super. -  powiedziałam przełykając ostatnie kęsy - Sam robiłeś?
- Nie. Kupiłem w piekarni - zaśmiał się chłopak
- O ty leniu ! - zadałam mu kuksańca w bok i zaśmiałam się
- Hej! To zabolało !
- Bo miało głuptasie.
Przez całą wigilię ani na chwilę nie zamykała nam się buzia. Miałam okazję do poznania Harrego. Chodziliśmy ze sobą do klasy przez dwa lata, ale nasz kontakt był dość słaby, a rozmowy ograniczały się do tematu szkoły. Nigdy nie sądziłam, że on może być taki miły i nie dostrzegałam w nim tych wszystkich zalet, które teraz były dla mnie takie oczywiste. W końcu nadszedł koniec wigilii, a wraz z nim taniec kończący całą uroczystość. Każdy chłopak miał obowiązek zaprosić dziewczynę do tańca. W tamtym roku zostałam zaproszona przez Colina - kujona szkolnego, który chodzil za mną caly rok i próbował zdobyć moje serce. Ja jednak pozostałam nieugięta. W tym roku postanowiłam wymigać się od tej tradycji i zwyczajnie się wymknąć. Nie udało mi to niestety albo stety, bo zatrzymal mnie Harry.
-Zatańczysz? - zapytal niepewnie
- Taak . - zgodziłam się
Harry objął mnie w talii,a ja oplotłam dłonie wokół jego szyi. Kołysaliśmy sie w rytm wolnej muzyki rozbrzmiewającej w naszych uszach. Towarzyszyło mi wtedy bardzo przyjemne uczucie, a w moim brzuchu prawdopodobnie zagościły motylki. To niesamowite, że jeszcze rano ten chłopak nic dla mnie nie znaczył, a teraz z każdym jego dotknięciem przechodza mnie mile dreszcze. W końcu muzyka ucichła i uczniowie zaczęli się żegnać, a potem rozchodzić.
- To co do zobaczenia po świętach Harry..
- Tak. - przytaknął tylko
Chcialam odejść, ale poczułam jak jego dłoń oplata mój nadgarstek i zatrzymuje mnie. Poczułam coś nad nami i podniosłam głowę w górę. Ujrzałam jemiołę znajdującą sie centralnie nad nami. Nie zdążyłam nic zrobić, bo Harry wpił się w moje wargi. Nie oderwałam sie od niego. Wręcz przeciwnie ja odwzajemniłam pocałunek. To było coś niesamowitego. Wydawało mi się, że nasze usta są dla siebie stworzone. Tak doskonale ze sobą współgrały. Tą piękną chwilę przerwał Harry i powiedział niezwykle poważnym tonem:
- Podobasz mi się. Od dawna. Bardzo. - czułam, że wypowiadając te słowa miał w gardle ogromną gulę
- Ty mi też. Od dzisiaj. Też bardzo bardzo. - zachichotałam
- Czy to znaczy, że... Chciałabyś być moją dziewczyną?
- Kusząca propozycja. I wiesz co chyba się zgodzę. - powiedziałam i czule cmoknęłam jego policzek
_______________________
Wracamy po długiej nieobecności.
Zostawiam was z Harrym pisanym na telefonie, bo laptop jest zainfekowany jakimś wirusem i tymczasowo niedostępny.
Nie mialam szczescia z tym imaginem, bo trzy razy nie zapisałam go i musialam zaczynać od nowa.
Mam nadzieję, że pomimo wszystko jest całkiem całkiem. Miłego czytania i proszę jak zawsze o komentarze.
NATALIA ;3
.

środa, 11 grudnia 2013

INFORMATION.

Jak pewnie dobrze wiecie - szkoła, nauka, te sprawy nie komponują się za dobrze z pisaniem i dodawaniem imaginów na bloga. Coraz mniej czasu na chociażby życie osobiste, czyli wychodzenie ze znajomymi itd również są ograniczone do minimum. Nawet czasem porządne odrabianie prac domowych się nie udaje.

Otóż do czego zmierzamy.
Jako, że zbliża się przerwa świąteczna, a my mamy ostatni nawał kartkówek i sprawdzianów, postanowiłyśmy chwilę odpocząć. Dajemy sobie... hmmm... no powiedzmy dwa tygodnie na zregenerowanie sił i być może napisanie czegoś sensownego. Ola jest w trakcie pisania Swaga i prawdopodobnie niedługo go skończy, więc powinna go jak najszybciej dodać. Natalia nie zaczynała nic konkretnego, ale pewnie niedługo to zrobi.

Okej, nie przedłużamy tej gadki.

Od teraz we dwie jesteśmy na oficjalnym 2-tygodniowym urlopie. Wrócimy do Was na święta z nową dawką opowiadań i pomysłów.

Do napisania,

Ola i Natalia.

poniedziałek, 25 listopada 2013

#66 Liam | cz.3


Jego usta lekko musnęły moje. Poczułam pełne malinowe wargi Liama delikatnie muskające moje. Poczułam dreszcz przechodzący moje ciało i odruchowo oddałam pocałunek, lecz po niespełna 10 sekundach zorientowałam się co tak naprawdę się dzieje. Oderwałam się od niego szybko i zaczęłam panikować. Cofnęłam się do tyłu. Przenosiłam wzrok z jednego obiektu na drugi unikając jego spojrzenia. Czułam jak moje oczy napełniają się łzami. Właściwie to sama nie byłam pewna dokładnie co czuję. Świadomość, że całowałam się z Liamem zabijała mnie od środka. Nie wiedziałam co do niego czuję i czy aby na pewno mój związek z Michaelem jest w zupełności skończony.
- Ppprzzepraszam Liam .. – wyjąkałam i pobiegłam przed siebie
Zbiegłam ze wzgórza, na którym się znajdowaliśmy i spanikowana zaczęłam biec wzdłuż ulicy. Nie było na niej dużego ruchu. Przebiegłam na drugą stronę i weszłam do jakiegoś zarośniętego lasu. Szłam coraz dalej, aż dostrzegłam pieniek drzewa. Usiadłam na nim i skuliłam się. Czułam jak po moich spływają powoli słone łzy. Byłam na siebie zła. Z różnych powodów. Jednym z nich było to, że odepchnęłam GO, pomimo że chciałam kontynuować ten pocałunek, ale bałam się, że to za wcześnie.
*PERSPEKTYWA LIAMA*
Stałem tam zupełnie osłupiały. Po tym jak [T.I.] zwyczajnie uciekła czułem jak moje serce rozpada się na milion kawałków. Nie czułem do niej żalu. Czułem żal do siebie. Jak mogłem to w ogóle zrobić ?! To jasne, że dla niej jest jeszcze za wcześnie. Ale ja głupi musiałem działać pod wpływem emocji. Zakochałem się w tej dziewczynie w tak krótkim czasie. Wydaje się niemożliwe, a jednak. To nie było zwykłe przejściowe zauroczenie. To było coś o wiele więcej. [T.I.] była wyjątkowa. Na swój sposób. Miała ogromne serce i była w stanie pomóc każdemu, nawet znienawidzonej przez siebie osobie. Miała dziwne nawyki, co mnie bawiło i poruszało, ale to było słodkie. Po prostu dla mnie była idealna. Kochałem ją taką jaką jest. I czułem, że znam ją już wiele lat.
Otrząsnąłem się i postanowiłem pojechać do domu. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem przed siebie. Przez całą drogę martwiłem się co zrobiła i gdzie teraz jest [T.I.]. Chatka, do której ją zabrałem znajdowała się jakieś pół godziny od naszego domu. NASZEGO ? Powiedziałem naszego, pomimo że to był mój dom. Bezustannie rozglądałem się wokół z nadzieją, że gdzieś z brzegu szosy dostrzegę [T.I.]. Niestety nie było jej. Kiedy dotarłem do domu wiedziałem, że nie powinniśmy razem dłużej przebywać i postanowiłem się spakować, aby zabić tym czas. To był mój dom i to ona powinna się pakować, ale ja doskonale wiedziałem, że nie miałaby, gdzie się udać, dlatego zdecydowałem się pojechać do kolegi, który niedawno zapraszał mnie do siebie. Ufałem jej bezgranicznie i nie bałem się zostawić domu pod jej opieką. Chciałem dać jej czas, aby znalazła sobie jakieś mieszkanie, a gdy już to zrobi wszystko powróci do normy. Ja o niej zapomnę, a ona o mnie. Będziemy udawać, że nigdy się nie poznaliśmy. Taki był mój plan. Marny. I byłem prawie, że pewien, że się nie powiedzie, ale chciałem żyć w tej głupiej podświadomości. Gdy stawiałem walizki na przedpokoju drzwi frontowe otworzyły się z ogromną werwą i do domu wparowała [T.I.]. Gdy mnie zobaczyła zwolniła tempo i nawet nie dała mi wszystkiego wytłumaczyć, bo zaczęła mówić:
- Rozumiem, że to moje walizki… Oczywiście już je zabieram ii .. – chciała dokończyć, ale przerwałem jej
- Nie. To moje walizki. Wiem, że nie miałabyś gdzie się udać, więc daj znać, gdy już znajdziesz jakieś mieszkanie. –uśmiechnąłem się smutno
- Nniiee… Liam nie możesz .. Nie zgadzam się.
- Po prostu tu zostań. Zadzwoń jak już będę mógł wrócić. Do widzenia [T.I.]. – powiedziałem i wyszedłem z mieszkania ciągnąc za sobą walizki.
*PERSPEKTYWA [T.I.]*
Chciałam go zatrzymać, powiedzieć coś, cokolwiek. Byle żeby został. Stałam jak wryta beznamiętnie wbijając wzrok w drzwi, w których przed chwilą zniknął Liam. Miałam nadzieję, że zaraz się otworzą i on wróci. Mocno go uściskam, przeproszę i wszystko będzie dobrze. Ale to były tylko moje niedorzeczne urojenia. Mogłam za nim pobiec, ale tego nie zrobiłam. Miałam za dużo myśli w głowie. Ocknęłam się i weszłam do salonu. Zaczęłam rozglądać się po nim, przez co wywołałam tym wspomnienia przeżyte tu. Ta biała skórzana kanapa, którą poplamiłam sokiem porzeczkowym, gdy graliśmy na play stadion. Tak bardzo cieszyłam się, że wygrałam, że przewróciłam szklankę z sokiem i poplamiłam tapicerkę. Na szczęście nieznacznie. Obrazki, które przybijaliśmy razem do ściany. Jeden z nich był nieco przechylony w lewo, bo Liam uznał, że tak wygląda to lepiej. Zerwana zasłonka. Wczoraj wieczorem zamknęłam Liama na balkonie, a gdy już go wypuściłam zaczął mnie gonić i niechcący nadepnął na skrawek zasłony zrywając ją. Na wspomnienie tych chwil na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Postanowiłam wejść na górę. Zaczęłam wspinać się po krętych schodach, po czym otworzyłam z lekką niepewnością drzwi od sypialni Liama. Od razu poczułam roznoszącą się po pomieszczeniu woń charakteryzującą właśnie jego. Spojrzałam na okna i zauważyłam jak zwykle niepodciągnięte rolety. Zawsze o tym zapominał, a ja każdego ranka musiałam robić to za niego. Pokręciłam głową i usiadłam na łóżko. Jednak wyczułam coś twardego pod kołdrą. Wyjęłam ten przedmiot i zobaczyłam, że był to mały w twardej brązowej okładce dziennik. Popatrzyłam na niego i wahałam się nad otworzeniem go. Wątpliwie zdecydowałam się go otworzyć. Zaczęłam powoli przewracać kartki.  Dziennik zapełniony był mniej więcej do połowy. Każdy wpis był pisany czarnym piórem, którego w zwyczaju miał używać Liam. Przetarłam kciukiem jedną z kartek i spowodowałam, że atrament lekko się rozmazał. W końcu zatrzymałam się. Coś kazało mi przeczytać tą właśnie stronę.
25.08.2013r.
Drogi pamiętniku ..
Jest dwadzieścia jeden minut po północy, a ja wciąż nie śpię. I chyba nawet znam powód. Otóż to obiektem moich myśli jest osoba tuż za ścianą. [T.I.]. Piekliśmy dziś razem ciasto i mieliśmy przy tym niezły ubaw. Kocham spędzać z nią czas. I chyba powoli do mnie dociera, że zakochałem się w tej dziewczynie. Od początku wydawała mi się bardzo ciekawą do poznania osobą, ale z dnia na dzień zmieniało się to w coś głębszego. Każdy jej gest skierowany w moją stronę – uśmiech, poklepanie po ramieniu, chociażby rozpoczęcie rozmowy – odbierałem z cichym, wewnętrznym uradowaniem. Zacząłem przyglądać się jej uważniej i dowiedziałem się o niej kilku może z pozoru nieważnych rzeczy. Np. to że zawsze, gdy na coś czeka bawi się zapięciem od zegarka. To jest niezmiernie słodkie i przywołuje u mnie uśmiech jak z resztą sama jej osoba. Często przeczesuje palcami swoje długie blond włosy, a jej oczy mają cudowny orzechowo – zielony odcień. Każdy detal jej powierzchności zaczął wydawać mi się perfekcyjny. Nie sądziłem, że w przeciągu zaledwie niecałego miesiąca uda mi się obdarzyć jedną osobę tak silnym uczuciem. Niestety w zakochaniu są też te złe strony mocy. Bo to że ja coś do niej czuję nie znaczy, że ona to odwzajemnia. Dopiero co zerwała z byłym .. Ma dystans do każdego chłopaka. Zwierzała mi się, że teraz nie ma czasu na żadne miłości i nie chce się zakochiwać. Bardzo mnie to zabolało, bo wciąż miałem tą cholerną nadzieję. Nadal ją gdzieś mam, bo w końcu nadzieja umiera ostatnia….
Przeczytałam te słowa i wtedy dopiero zrozumiałam, że nie mogę pozwolić mu odejść. Poczułam ukłucie w sercu i już dokładnie wiedziałam czego tak naprawdę potrzebuje. POTRZEBUJE JEGO. Odrzuciłam dziennik na bok i rzuciłam się biegiem do wyjścia. Wybiegłam z domu i poczułam lejący deszcz. Nienawidziłam deszczu, ale w tamtym momencie liczył się tylko Liam. Biegłam po chodniku nie zwracając uwagi na innych ludzi. Krople wody spływały po moim ciele pozostawiając po sobie uczucie zimna. Ani na chwilę nie zwolniłam tempa. W końcu dotarłam na dworzec. Zaczęłam rozglądać się we wszystkie strony. Wokół mnie było mnóstwo ludzi, ale żadnym z nich nie był Liam. Przepychałam się pomiędzy wszystkimi rozpaczliwie go szukając. Nagle dostrzegłam niebieską koszulę podobną do tej, którą miał dziś na sobie. To musiał być on. Rzuciłam się w jego stronę.
- LIIIAAAM ! – krzyknęłam kiedy chciał wsiadać do pociągu
Chłopak odwrócił się i nie myliłam się. To był on.
- NIE MOŻESZ MNIE ZOSTAWIĆ ! KOCHAM CIĘ ! BYŁAM SKOŃCZONĄ IDIOTKĄ KIEDY CIĘ ODRZUCIŁAM ! PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM I JESZCZE RAZ PRZEPRASZAM ! PO PROSTU ZOSTAŃ ZE MNĄ ! NIE WYJEŻDŻAJ ! DOPIERO ZDAŁAM SOBIE SPRAWĘ JAK BARDZO MI NA TOBIE ZALEŻY ! – zaczęłam krzyczeć w pośpiechu wypowiadając każde słowo – Po prostu cię kocham Liaaam … - ściszyłam głos i uderzyłam go delikatnie w tors.
Poczułam jak Liam ściera kciukiem łzy spływające po moich policzkach.
- Ja ciebie też [T.I.]. Cieszę się, że tu przyszłaś. Miałem tą głęboką nadzieję, że jednak przyjdziesz. Nie masz mnie za co przepraszać to ja powinienem przeprosić. Zachowałem się jak debil. Przepraszam.
- Czyli między nami już wszystko okeej ? – zapytałam z nadzieją w głosie
- Taak. Myślę, że tak. – kiwał głową ze swoim nieziemskim uśmiechem
- Iiii czy to znaczy, że zostajesz ? – zdecydowałam spojrzeć w jego brązowe tęczówki
- Tak [T.I.]. Zostaję tu z tobą na zawsze i już nigdy cię nie zostawię. – powiedział i mocno mnie do siebie przytulił
- Obiecujesz ?
- OBIECUJĘ.
Wspięłam się na palcach i dotknęłam niepewnie warg Liama swoimi. A kiedy odwzajemnił pocałunek uśmiechnęłam się w duchu. Tą cudowną chwilę przerwał nam dźwięk odjeżdżającego pociągu, przez co zaśmialiśmy się głośno.
- Chodźmy już do domu. Jesteś cała mokra. – przyznał lustrując moją postać

- Taak . Chyba masz rację.
_______________________________________________________
Przede wszystkim chciałam przeprosić, że tak długo musieliście czekać. Ale mamy teraz bardzo dużo pracy w szkole itp.
Proszę o komentarze jak zwykle i przepraszam za błędy. Nie sprawdzałam. 
~N 

wtorek, 19 listopada 2013

#65 Swag | cz.2


          Oparła się łokciem o parapet, patrząc za okno, jakby nawet tamtejsze widoki, które znała od dziecka, były ciekawsze od tego, co mówiła polonistka. Westchnęła i przeniosła swój wzrok na zegarek wiszący nad tablicą. Zostało jej więcej niż dwadzieścia minut do upragnionej przerwy. Po męczącym wuefie była zbyt leniwa, żeby myśleć, a już zwłaszcza słuchać mądrego i donośnego głosu nauczycielki.
          Wróciła do obserwowania sąsiedniego budynku, przymykając powieki, które dążyły do tego, aby zamknąć się całkowicie. Ona natomiast nie chciała za wszelką cenę im na to pozwolić, przez co denerwowała się, gdyż musiała się nieco wysilić. Za którymś z kolei razem, dała sobie spokój i po prostu zamknęła oczy, delektując się upragnioną chwilą odpoczynku.
          - [T.I.] ja rozumiem, że to co mówię może i nie jest zbyt ciekawe, ale chociaż udawaj, że mnie słuchasz, proszę cię – głos kobiety poderwał ją do pionu, przez co po klasie rozniósł się cichy chichot. - Chciałabym, żebyś coś wyniosła z tej lekcji, nawet jeśli jest to bardzo nudne. Niech myślę, że cię to interesuje.
          - Ale ja uważam – wybełkotała sennym głosem i rozejrzała się po klasie.
          Wszyscy patrzyli w jej stronę z uśmiechami, a dziewczyny z drugiego końca sali śmiały się i kręciły głowami. Również na jej twarzy zagościł uśmiech. Spojrzała z powrotem na surową twarz polonistki, licząc na brak kary.
          Do jej uszu dobiegło kilkakrotne pukanie, po czym drzwi otworzyły się, a do pomieszczenia weszła średniego wzrostu blondynka z plakietką zawieszoną na szyi i dużym notesem w ręku, przypominającym dziennik. Otworzyła go na jakiejś stronie i odchrząknęła.
          - Dziś lekcja szósta z sorką Lovegood za lekcję siódmą – powiedziała i wszyscy powoli przyswajali dobre wiadomości. - Przypominamy o wpłacie na ksero siedmiu złotych do wychowawcy... - kontynuowała, a brunetka wywróciła oczami. - Aha i... [T.I.] [T.N.] jest proszona na dolną salę gimnastyczną.
          Dziewczyna ożywiła się i najchętniej wybiegłaby od razu z sali.
          - Teraz? - zapytała, modląc się w duchu, by zostało to potwierdzone.
          - Ee... Tak, tak – blondynka pokiwała głową w jej kierunku i zamknęła dziennik ogłoszeń, kierując się w stronę wyjścia.
          Dziewczyna wstała szybko i spakowała w pośpiechu swoje książki, po czym przyrzuciła pasek torby przez ramię i podążyła do drzwi.
          - Do widzenia pani – kiwnęła głową w stronę nauczycielki i najprędzej jak potrafiła opuściła klasę.
          Z uśmiechem na twarzy zbiegła po schodach i przeszła tunelem na salę gimnastyczną, tak jak mówiła dziewczyna. Przekroczyła próg i zrzuciła z ramienia torbę, rzucając ją na podłogę. Po drugiej stronie wielkiego pomieszczenia stała wysoka, czarnowłosa kobieta z teczką w rękach. Rozmawiała ze starszym mężczyzną, który był tutaj konserwatorem. On ustawiał na zwykłej ławce, którą widuje się w każdej klasie, laptopa i obok niego położył płyty, a na podłodze znalazły się dwa duże głośniki. Wziął jeden z nich i przeniósł parę metrów dalej, siłując się nieco.
          Wypuścił powietrze z ust i wybiegł z sali. Nauczycielka, która uczyła ją muzyki we wcześniejszych klasach, odwróciła się i zauważając brunetkę, uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę w jej kierunku.
          - Dzień dobry – powiedziała dziewczyna z uśmiechem, podchodząc bliżej, a kobieta położyła dłoń na jej lewym ramieniu. - Ma pani dla mnie jakieś nowe zadanie? - spytała, mając wielką nadzieję uzyskania dobrej odpowiedzi.
          - Dzień dobry, [T.I.] - powiedziała radośnie. - Owszem, mam coś specjalnego i myślę, że ty nadasz się do tego najlepiej – odparła, podając jej żółtą teczkę.
          - Oby to nie była jakaś opera, bo już uprzedzam, że to nie dla mnie – obie się zaśmiały, a dziewczyna otworzyła teczkę i ujrzała plakat zapowiadający imprezę.
          - Impreza dla klas maturalnych połączona z koncertem?! - zdziwiła się, jednak wiadomość ta niezmiernie ją cieszyła. Miała okazję zaprezentować się po długiej przerwie przed większą ilością ludzi i wrócić do tego, co tak naprawdę kocha.
          - Nawet nie wie pani jak się cieszę! - oznajmiła radośnie, przytulając kobietę w przypływie radości. - Dziękuję pani bardzo!
          - Nie musisz mi dziękować – odparła skromnie nauczycielka, kiedy dziewczyna się od niej oderwała. - Wybrałam najlepsze osoby.
          - To znaczy, że będzie ze mną śpiewał ktoś jeszcze? - spytała zdziwiona, a myślała o najgorszych i najlepszych scenariuszach.
          - Aha, czyli ty jeszcze nic nie wiesz... - bardziej stwierdziła niż zapytała. - Poprosiłam Carly i Iggy, żeby wystąpiły z tobą. I nie radzę ci odmawiać, bo dobrze wiesz, że są równie świetne, co ty.
          Zaśmiały się obie, a brunetka odetchnęła z ulgą, że będzie mogła zaprezentować się ze swoimi przyjaciółkami, a nie jakąś przypadkową śpiewaczką operową z za wysoką samooceną.
          - Pewnie zastanawiasz się dlaczego wezwałam cię w środku lekcji, nieprawdaż?
          Dziewczyna musiała przyznać kobiecie rację. Do przekazania takiej informacji wystarczyłaby przerwa, jednak to wezwanie uratowało ją od uwagi w dzienniku za co była jej niezmiernie wdzięczna.
          Skrzyżowała nogi w kostkach i ugięła kolana powodując, że jej ciało opadła, a ona siedziała w tym momencie po turecku na parkiecie ogromnej sali gimnastycznej. Nauczycielka zrobiła dokładnie to samo, splatając palce rąk i bawiąc się swoimi kciukami.
          - Otóż po pierwsze – pomyślałam, że przydałaby ci się wolna lekcja, a po drugie – stwierdziłam, że na pewno się zgodzisz, więc, żeby nie zwlekać, powiedziałabyś mi jakie utwory chciałabyś zaśpiewać i później odrzuciłybyśmy ewentualnie te zbędne. - odparła jak gdyby nigdy nic ciemnowłosa kobieta, a jej twarz się rozświetliła.
          - Okej, nie ma sprawy.
          Błękitnooka brunetka wystawiła dłoń ku górze i za chwilę zderzyła się ona z dłonią kobiety siedzącej przed nią, przez co przybiły sobie tak zwaną piątkę.

***

          Opierała się o ścianę, zacieploną przez jej własne ciało z ciężką torbą przewieszoną przez ramię. Pasek odciskał się na jej skórze, a miejsce zaczynało ją boleć. Przycisnęła stopę do swojego oparcia, a śnieżnobiałe sznurówki zwisały, kołysząc się delikatnie, przez co uderzały o powierzchnię krwistoczerwonych trampek. Westchnęła, odwracając głowę w przeciwnym kierunku, a na korytarzu, jak na złość, nadal panowała niczym niezmącona cisza. Spuściła wzrok, wpatrując się w czubki swoich nowo zakupionych butów.
          Usłyszała trzask zamykanych drzwi gdzieś z głębi korytarza, ale była zbyt zajęta gapieniem się w podłogę, by tam spojrzeć. Poza tym równie dobrze to mogła być jakaś nauczycielka, albo nawet dyrektorka, która nie pytałaby się co tutaj robi ta - nie wiadomo z jakich powodów – smutno wyglądająca dziewczyna, tylko od razu wstawiłaby jej nieobecność na lekcji i uwagę za włóczenie się po korytarzach szkoły, zamiast siedzieć grzecznie w ławce i robić notatki. Odgłosy powolnych kroków stawały się coraz głośniejsze, a w niej rosło zdziwienie, dlaczego nie słyszy tych charakterystycznych obcasów tylko zwykłe, ciężkie kroki, stawiane powoli i wydawałoby się, że z niezwykłą precyzją, jakby ktoś przykładał się, żeby nie spłoszyć dziewczyny stojącej pod ścianą i nie wzbudzić zbędnych podejrzeń najmniej potrzebnych, w tym momencie, osób. Ściągnęła brwi, wywołując znajomą zmarszczkę między nimi, lecz co ją zaskoczyło – nie zaczęła panikować. Pociągnęła nosem, co nie było spowodowane płaczem, ani katarem, tylko zniecierpliwieniem. Odchrząknęła, myśląc, że tym może odstraszy osobę zbliżającą się do niej, ale tylko pogorszyła sprawę. Kroki stały się szybsze, a brunetka coraz bardziej przestraszona. Nagle ucichły, powodując, że brwi dziewczyny ściągnęły się jeszcze mocniej. Jej oczy szukały punktu zaczepienia, błądząc w niepokoju. Przez rosnące zniecierpliwienie chciała podnieść wzrok i przyłapać sprawcę na gorącym uczynku.
          Jej prawe ramię zostało przygwożdżone do ściany przez czyjąś silną rękę. Torba spadła ze znajomym hukiem na wyłożoną terakotą podłogę. Brunetka podniosła swoje przepełnione strachem oczy na chłopaka, który wywołał to całe zamieszanie. Jej wzrok stał się mniej przytłaczający i delikatny, a w jej oczach zaświeciły małe iskierki.
          Włosy chłopaka postawione były jak zwykle, a pojedyncze włoski wymykały się spod kontroli i spadały w zupełnie innych kierunkach. Z jego oczu nie można było nic odczytać. Były jakby zamglone i tajemnicze. Oddychał ciężko, a gdy po chwili zorientował się, że patrzy na nią ze zbyt bliskiej odległości i uniemożliwia jej ruchy, rozluźnił uścisk, spuścił ramię wzdłuż ciała i wykonał jeden krok w tył. Uśmiechnęła się niepewnie, nie wiedząc kompletnie o co mogłoby mu chodzić.
          - Powiedziałaś im? - spytał ze słabo wyczuwalnym gniewem w głosie.
          Widać było, że chciał go zamaskować. Nie chciała ujawniać prawdy, nie wykluczając tego, że po prostu nie mogła się przełamać i zwyczajnie podejść do koleżanek i wygłosić im jego mowę prosto w twarz.
          - Tak, tak – wyszeptała, skutecznie ukrywając drżenie głosu.
          Pokiwał głową w zrozumieniu i oparł dłonie na biodrach.
          - Dzięki – odparł ze szczerą wdzięcznością w głosie, a dziewczyna poczuła się głupio. Poprawił swoją koszulę w kratkę i odchrząknął znacząco. - Co tutaj robisz? Jeszcze jest pięć minut do dzwonka.
          - Pani Goldwyn poprosiła mnie o udział w tej imprezie dla klas maturalnych i układałyśmy program – słowa wypadły z jej ust z zawrotną prędkością zanim zdążyła ugryźć się w język. - Emm.. A ty co tu robisz? Nie powinieneś siedzieć w klasie? - spytała szybko, nie pozwalając mu dojść do słowa.
          - Coś mi to przypomina, wiesz?
          Co miała odpowiedzieć? Tak, mi też, przecież wczoraj gadaliśmy zupełnie tak samo, tylko miejsce się zmieniło? Bezsens.
          Spuściła wzrok i usłyszała ciche westchnienie.
          - No nic, ja już lecę – powiedział, a ona ponownie na niego spojrzała. Zupełnie nie chciała, żeby jej wzrok mówił „nie idź, nie, nie, nie!” - Dobrze, że w ogóle mnie puściła – zaczął oddalać się i posłał jej coś na wzór smutnego uśmiechu i pomachał, po czym odwrócił się, lecz o mało co nie przewrócił się.
          - Pewnie, nie zatrzymuję – wyszeptała lekko rozbawiona, ale i zawiedziona.
          Drzwi na powrót się zatrzasnęły, a na korytarzu zapanowała nienaganna cisza.
          - Swag...

***

I lay in bed
Can't seem to leave your side
Your pillow's wet from all these tears I've cried
I won't say goodbye
I tried to smile today
Then I realized it's no point anyway
In this time, I've lost all sense of pride
I've called a thousand times
If I hear your voice I'll be fine

          Brunetka zaśpiewała czysto przydzieloną jej część piosenki, zaglądając tylko raz do kartki z tekstem i oddała pałeczkę Iggy. Uśmiechnęła się do niej, co przyjaciółka odwzajemniła. Wzięła głęboki oddech i popatrzyła na przyglądające się im koleżanki. Na podłodze sali gimnastycznej siedziały cztery dziewczyny i słuchały ich pierwszej wspólnej próby. Nie powinny się zgadzać na ich towarzystwo, które mogło je rozpraszać, lecz ze zwykłej grzeczności nie odmówiły na ich prośby.
          Była tam blondynka ze swoją prościutką grzywką, ściętą tak w ciągu ostatnich miesięcy. Czarnowłosa dziewczyna siedziała obok niej i uśmiechała się do śpiewającej Iggy, bujając się do wolnej muzyki. Następna była szatynka z krótkimi włosami, którą przeciążał zbyt duży do jej wzrostu plecak. Miała długi naszyjnik, odznaczający się jasnym, żółtym kolorem i nietypowym kształtem. Nic nowego – przeleciało przez myśl dziewczyny z mikrofonem w dłoni, przebiegającej wzrokiem po zgromadzonych. Ostatnią dziewczyną była szatynka o ciemnych oczach – jej imienniczka. Patrzyła na nią z zainteresowaniem, a przez szyję przewieszone miała słuchawki.
          Zerknęła w stronę nauczycielki, która pokiwała głową, więc [T.I.] razem z Carly wzbogaciły tło przyjaciółce wysokimi tonami i później wszystkie razem zaczęły refren.

And I, I can't come alive
I want the room to take me under
'Cause I can't help but wonder
What if I had one more night for goodbye?
If you're not here to turn the lights off I can't sleep
These four walls and me

          Każda starała się wyciągać niektóre słowa, by urozmaicić i upiększyć utwór. Udało im się, gdyż zostały nagrodzone gromkimi brawami, a instruktorka cieszyła się z powrotu swojej najlepszej uczennicy.
          - Jestem z was dumna, dziewczyny – oznajmiła. - Jeśli tak zaśpiewacie na występie, na pewno będzie im się podobać. No, a teraz weźmy coś szybszego może – dodała, wyszukując odpowiedniej piosenki. - O, mam! Proszę bardzo – podała dziewczynom kartki i rozbrzmiały pierwsze takty.

          - Nie no, ej, nie idźmy tam, to nie ma sensu – bronił się chłopak, jednak niepotrzebnie.
          Jego przyjaciel ciągnął go za sobą jak psa, gdy ten nie wyrażał chęci podejrzenia prób. Jednak blondyn miał na ustach złośliwy uśmieszek i nie dawał za wygraną.
          - Cicho bądź, bo nas usłyszą – ostrzegł, wychylając się zza drzwi sali gimnastycznej. Po drugiej stronie zobaczył kilka osób, w tym trzy stojące, z mikrofonami w rękach. - Chodź tu – wepchnął kolegę na parkiet, więc miał on problemy z niewyrządzeniem hałasu. - I zobacz.
          Brunet rozejrzał się i pierwsze, co rzuciło mu się w oczy to dwie jego prześladowczynie, siedzące na podłodze. Przestraszył się i chciał uciekać, jednak przyjaciel zagrodził mu wyjście. Warknął pod nosem i spojrzał na niego błagalnie. - Mogłem ci nie mówić o tej imprezie. Nie widzisz, kto tu jest? To te dwie laski, które ciągle za mną łażą – uskarżał się łamliwym głosem. - Proszę cię, wypuść mnie...
          - No właśnie – powiedział, ubrany w ciemnoróżową bluzę, chłopak. - Zobacz, kto tu jest.
          Złapał go za ramiona i obrócił w stronę dziewczyn. Brunet musiał się natrudzić, żeby dostrzec znajomą i nieszkodliwą dla niego twarz osoby, z która rozmawiał jeszcze poprzedniego dnia. Blondyn począł zmierzać ku osobom, a jego kolega zorientował się po chwili i ruszył za nim. Patrzył na dziewczynę, którą poznał, a ona w pewnym momencie spojrzała w jego oczy. Na jego twarzy zagościł szczery, szeroki uśmiech, oprawiony w zmarszczki w kącikach ust, a wyglądał w tej chwili jakby świat miałby się nie kończyć.
~A

sobota, 2 listopada 2013

#64 Swag | cz.1


Cieszę się, że mogę podzielić się z Wami tą historią. Można powiedzieć, że jest osobista i dzięki temu bardzo przyjemnie mi się ją pisze.
Niecodziennie, bo teraz macie wybór, którego chłopaka z 1D chcecie podstawić pod bohatera tego imagina. Daję Wam pełne pole do popisu :)
Planuję kilka części, więc  na pewno nie będziecie się nudzić ;)
Tę historię dedykuję Ani, Natalii i Oli . Kocham Was dziewczyny i mam nadzieję, że Wam się szczególnie spodoba! <3
ENJOY xx

PS Byłoby mi miło, gdybyście powiedziały kogo wybrałyście :)

________________________________________________________________________________

          Wybiegła z domu, w pośpiechu zapominając zamknąć drzwi. Była zmuszona wrócić się i klnąc pod nosem przekręciła kluczyk w zamku, po czym oddaliła się warcząc i wzdychając. Posłała swoje aktualne zmartwienia w niepamięć i przyspieszyła kroku, zmagając się z odbijającą się od jej ud ciężką torbą. Ponownie przeklęła pod nosem i puściła się biegiem, a długi płaszcz w kolorze khaki mocno szeleścił przez dodatkowo wiejący, silny wiatr.
          Dotarła do bramy, z której schodziła jasnozielona farba, a wieloletnie odkładanie odnowienia miejsca dołożyło swoje grosze do zniszczenia wjazdu na teren placówki. Nie zmniejszając tempa minęła furtkę, przytrzymując się słupka, a jej granatowo-biała, krótka mitenka ślizgnęła się o jego powierzchnię. O mały włos nie zaliczyła upadku podczas lądowania z wysokiego podskoku, którego nawet by się po sobie nie spodziewała. Dzięki swojemu wyczynowi polepszyła sobie nieznacznie humor, jednak nadal władał nią pośpiech.
          Zatrzymała się na wyłożonym płytami fragmencie wcześniej żwirowej drogi i musiała szybko zdecydować, który kierunek obrać, aby być choć trochę wcześniej. Zdecydowała, że okrąży budynek z lewej strony, gdzie ruch był zazwyczaj mniejszy, a pod ciągnącą się daleko bramą z drutu ustawione były, lepiej lub gorzej, rowery. Wybiegając zza rogu doszła do wniosku, że jednak idąc bądź w jej przypadku – pędząc – drugą stroną, skróciłaby sobie czas o kilka cennych sekund. Po raz setny w ciągu pięciu minut w jej umyśle utworzyła się wiązanka przekleństw, a na jej twarzy zagościł grymas, jednak nie dbała o to, lecz usilnie wpatrywała się w czerwoną kostkę chodnikową, wyłożoną na placu, nawet tego nie zauważając. Wcisnęła swoje dłonie do kieszeni niezapiętego płaszcza i odrzuciła na bok ruchem głowy, spadające na jej twarz włosy.
          W następnym momencie jej ciało zderzyło się z drugim, podobnym, a ona sama zdezorientowana sytuacją i zaburzeniem jej równowagi, bezwładnie osunęła się na ziemię. Zacisnęła mocno powieki i potrząsnęła głową, po czym podniosła się na rękach i starała się zidentyfikować źródło tego zamieszania.
          Przed jej oczami pojawiła się czyjaś dłoń, więc nie wahając się dłużej, ujęła ją i dopiero potem zobaczyła chłopaka, który jej pomógł. Znała go i to nawet bardzo dobrze. Miał, jak zwykle, postawione włosy, jego tęczówki, najczęściej roześmiane, były przepełnione strachem, a uśmiech, który nigdy nie schodził z jego twarzy istniał w postaci małego zarysu. Rozsunął suwak swojej czarnej kurtki, pociągając nosem.
          - Bardzo cię przepraszam – powiedział, a ona miała okazję usłyszeć jego głos po raz pierwszy. - Nic ci się nie stało?
          - Nie, dziękuję – odparła i z wielką niechęcią spuściła głowę.
          Przypomniała sobie o swoim spóźnieniu i próbując się nie potknąć, wyminęła chłopaka i wbiegła po schodach, pokonując co drugi stopień. Pociągnęła za uchwyt masywnych drzwi, które otworzyły się z cichym kliknięciem.
          - Hej, poczekaj chwilę! - usłyszała zza pleców, więc zatrzymała się i wzdychając ciężko odwróciła się w stronę głosu. On podszedł do niej i przygryzł wargi, gdyż nie wiedział od czego konkretnie ma zacząć. - Tylko dwie sprawy i daję ci spokój – oświadczył, patrząc na dziewczynę błagalnie.
          Uległa, lecz nie chcąc być za taką uznaną, wywróciła oczami, choć przyszło jej to z trudnością. Skrzyżowała ręce na piersiach, czekając na to, co miał jej do powiedzenia. - Ale szybko – zastrzegła sobie, na co on pokiwał ze zrozumieniem głową.
          - Po pierwsze, gdzie ci się tak spieszy? - spytał, budząc jej niedowierzanie.
          - Zaspałam, a już jest po dzwonku! - krzyknęła, wyjaśniając najoczywistszą, dla niej, pod Słońcem rzecz. - A ty co tu robisz? Nie powinieneś siedzieć grzecznie w klasie?
          On jedynie zaśmiał się i postanowił tego nie komentować. - Jeszcze jedno. Powiedz tym dwóm piszczącym dziewczynom, że to wszystko widać i żeby przestały, bo zaczynają się robić wkurzające. Przepraszam, że tak o nich mówię, nie znam ich, ale tym swoim ciągłym gapieniem się na mnie i zapowietrzaniem się, gdy tylko przejdę, wyrobiły sobie u mnie opinię głupich, natarczywych nastolatek. Dobrze, że nie powiedziałem dzieci – wyjaśnił, a brunetka wytrzeszczała coraz bardziej oczy z każdym słowem, które padało z jego ust.
          Otrząsnęła się i postanowiła przerwać tą rozmowę jak najszybciej.
          - Posłuchaj, i tak już jestem spóźniona. Przekażę to dziewczynom, a teraz na razie – wydukała szybko i z większą siłą otworzyła drzwi wejściowe.
          Z ogromnym zaskoczeniem i zdezorientowaniem wparowała do budynku szkoły.

          Środy i czwartki są najbardziej lubianymi, bądź pod innym względem nie, dniami w szkole. Choć z pozoru nudna, lekcja matematyki dla trójki z tych dziewczyn była chwilą odpoczynku i możliwością obgadania tego i owego.
          Przemierzając korytarz na pierwszym piętrze zawzięcie rozprawiały o tym, czy ich matematyczka sprawdziła ostatnie klasówki i narzekały na z pewnością źle wykonane zadania i przykłady, co miało znaczyć, że nie liczą na wysoką ocenę. Dotarły do końca korytarza, gdzie mieściła się między innymi sala od owego przedmiotu i znalazły się w damskiej toalecie, bez drzwi wejściowych, poprawiając w szerokim lustrze swoje nieułożone włosy. Blondynka westchnęła zmagając się ze swoją grzywką, ale po kilku daremnych próbach dała sobie spokój i oparła się o ścianę, mając tym samym idealny widok na korytarz.
          Jej twarz się nagle rozpogodziła, a sama ona siłując się z ciężkim plecakiem oderwała się od ściany. Po cichu podeszła do niższej z brunetek i przysunęła się bliżej jej ucha.
          - Swag tam stoi – wyszeptała, a przyjaciółka obdarzyła ją uśmiechem i stuknęła drugą brunetkę w ramię.
          Porozumiały się bez słów i jak gdyby nigdy nic, wolnym krokiem zrobiły kółko wokół pomieszczenia i zatrzymały się w rogu. Gdy tylko ich oczy napotkały wspomnianą osobę, uśmiechnęły się i były pewne, że mogą wracać do poprzednich czynności.
          Chłopak, który budził ich zainteresowanie nie był nie wiadomo jak przystojny czy bogaty, ale według nich zasługiwał na ich zainteresowanie. Z początku nie wiedziały o nim zupełnie nic, chociażby jak ma na imię. Ubrany był wtedy w jasnobrązowe rurki i czarną bluzę z rzucającym się w oczy napisem „SWAG”. Nie wiedząc, jak mogłyby go nazywać, przekazując sobie informacje, choćby takie jak w tej toalecie, ten napis przywołał pierwsze skojarzenie. Najpierw, nieprzyzwyczajone, mówiły zazwyczaj „Ten chłopak w bluzie ze swag'iem”, a dopiero później skróciły to.
          Dziewczyny nie chcąc się narzucać, a już tym bardziej zostać przyłapane na lustrowaniu uczącego się trzy klasy wyżej kolegi wycofały się do drugiej części toalety i rozsiadły się we wnęce nad kaloryferem. Przyjemne ciepło przeszło przez ich ciała, przez ogrzewające je urządzenie. Zaśmiały się, wspominając swoje wcześniejsze zachowanie, lecz jednogłośnie postanowiły zakończyć temat i zacząć inną rozmowę.
          Dyskutowały właśnie o tym, dlaczego ich nauczyciel wuefu powinien być natychmiastowo zwolniony z pracy bądź przynajmniej wymieniony na bardziej „normalnego”, gdy ich konwersację przerwały tłumione krzyki i piski dochodzące z wejścia do pomieszczenia. Zamilkły, wpatrując się w dwie koleżanki z ich klasy podchodzące do nich z wielkimi rogalami na twarzach. Ciemna blondynka z idealnie prostą grzywką poprawiła swoją jasnoróżową torbę i wyjęła z niej telefon w śmiesznej obudowie z białymi skrzydełkami. Podała go wcześniej rozmawiającym i wróciła na swoją pozycję. Druga z nich zaczesała swoje długie, czarne włosy do tyłu i uśmiechnęła się jeszcze szerzej, po czym oblizała usta i spojrzała na towarzyszkę. Wymieniły się porozumiewawczymi spojrzeniami i nadal podekscytowane zaczęły mówić.
          - Boże, widziałyście Swaga? Jejku, jaki on słodki! Stał tam z kolegami. Normalnie awww... - gadały bez ładu i składu, a ich ton głosu był wyższy niż kiedykolwiek.
          Jedna z przyjaciółek siedzących na parapecie skrzywiła się, powodując śmiech siedzącej obok niej brunetki, po czym przejechała dłonią po twarzy, a po jej umyśle odbijało się tylko jedno zdanie: „Boże kochany, z kim ja się koleguję...”
          Oparła się o zimne płytki ułożone na ścianach i skierowała swój wzrok ku górze.
          - [T.I.], siedzisz teraz ze mną prawda? - usłyszała głos koleżanki z różową torbą.
          - Ej, miałaś siedzieć ze mną! - odezwała się szatynka. - Przecież umawiałyśmy się na początku roku!
          - Oh, nie wiem dziewczyny – odparła zrezygnowana. - Ustalcie to między sobą.
          Zeskoczyła z podwyższenia i weszła do jednej z kabin, odizolowując się od świata.

          Jego uwagę przykuł pisk, który ktoś starał się stłumić. Odwrócił wzrok od kolegów i zobaczył dwie dziewczyny, uśmiechające się od ucha do ucha, a niższa z nich przykładała dłoń do ust swojej koleżanki. Ich spojrzenia się skrzyżowały, więc dziewczyny, speszone, spuściły głowy i zniknęły w damskiej toalecie.
          Przewrócił oczami, zmęczony zachowaniem tych dwóch, gdyż stały się z tym bardzo nachalne i chyba nie zdawały sobie sprawy z tego, że tak bardzo widać to, co robią. Chłopak wrócił do rozmowy z kolegami, lecz po chwili dotarł do niego wysoki, lecz cichy dźwięk, dobiegający z pomieszczenia po jego lewej stronie. Westchnął, kręcąc nieznacznie głową.
          - Co jest, stary? - spytał się jeden z jego przyjaciół, lecz widząc jego wkurzoną minę, sam się domyślił. - Znowu twoje tajemnicze adoratorki? Daj sobie spokój... W końcu im przejdzie.
          On tylko uśmiechnął się słabo i zatrzymał swój wzrok na swoich butach.
          - Myślisz, że gdybym ubierał się jak ostatni idiota też by tak za mną latały?
          Blondyn wzruszył ramionami.
          - Sądzę, że nawet nie raczyłyby na ciebie spojrzeć.
          Ponownie westchnął, rozmyślając jakie niektóre dziewczyny potrafiły być powierzchowne.

          - Oby tylko niektóre... - szepnął tak cicho, by tylko on mógł to usłyszeć.

~A

niedziela, 20 października 2013

#63 Liam | cz.2


Dni mijały mi bardzo szybko w towarzystwie Liama. Nie wiedziałam, że tak łatwo będziemy się dogadywać. Śmiało mogłam go nazwać moją pokrewną duszą. Był po prostu kimś na kogo zawsze mogłam liczyć. Pomimo, że znałam go zaledwie kilka dni miałam do niego pełne zaufanie. Spędzałam z nim dosłownie każdą chwilę i nie miałam go dosyć. Zabierał mnie w różne miejsca, do kina, na spacery, wszędzie, opiekował się mną i co najważniejsze sprawiał, że byłam szczęśliwa. Był najlepszym przyjacielem jakiego tylko mogłam sobie wymarzyć. A co do Michaela dzwonił do mnie codziennie po kilkanaście razy i wysyłał setki smsów. Każdy brzmiał podobnie. To było coś w stylu: „Przepraszam [T.I.]. Bardzo żałuję tego co się między nami stało. Daj mi jeszcze jedną szansę. Nie zawiodę cię. Obiecuję.” Za mocno mnie zranił. Nie miałam z nim o czym gadać. Dla mnie wszystko było definitywnie skończone. Starałam się o nim zapomnieć, ale każdego wieczoru kiedy kładłam się spać płakałam. Przypominały mi się chwile, w których byliśmy szczęśliwi. Ale zaraz przypominałam sobie o Liamie. Że z nim też mam niesamowite wspomnienia. I on mnie nie zranił. Wtedy dopiero udawało mi się jakoś uspokajać.
Tego popołudnia siedziałam skulona na fotelu na ogromnym tarasie popijając kawę. Jak zawsze wlepiałam wzrok przed siebie czyli obserwowałam z pozoru mało ruchliwą uliczkę, na której umiejscowiony był dom Liama. Naprzeciwko stał średniej wielkości żółty domek, w którym jak zdążyłam zaobserwować mieszkała zwykła rodzina. Rodzice z 15-letnią córką. Wiedziałam o nich już bardzo dużo przez to, że codziennie siedziałam na tarasie i obserwowałam co się dzieje.  Pani Smith, bo tak się nazywali zawsze o 16:28 w piątki podlewała swoje różowe pelargonie w kuchni. A w ogóle to dziś piątek. Szybko spojrzałam na zegarek. 16:28. Podniosłam wzrok przed siebie. I nie pomyliłam się. Jak zawsze w oknie pokazała się uśmiechnięta postać z niebieską konewką w dłoni podlewając swoje ulubione kwiatki. Dlaczego wiem, że to jej ulubione? Bo tylko je podlewa w piątki. Wszystkimi innymi zajmuje się w poniedziałki. Po za tym tylko te posadzone są w pomarańczowej porcelanowej doniczce. Pan Smith natomiast codziennie po pracy udaje się najpierw do kuchni, aby zjeść obiad, a potem do salonu, gdzie czyta gazetę, ale przerywa ją po dokładnie 3 i pół minutach, bo w telewizji zaczyna się teleexpress. Jeśli chodzi o Amy – ich córkę – to we wtorki wieczorem przychodzi do niej chłopak, ale wchodzi on do jej mieszkania balkonem, aby rodzice się o tym nie dowiedzieli, bo jak uważają wtorek to środek tygodnia i musi mieć ona czas na naukę. Muszę przyznać, że ich nawyki są trochę dziwne i w jakiś sposób zabawne, ale bardzo ich lubię.
- BOOOOOOOOOOOOO ! – usłyszałam krzyk za mną i poczułam czyjeś dłonie na moich ramionach. Wzdrygnęłam się i odwróciłam głowę z przerażeniem kogo mogę zobaczyć, lecz zaraz mi ulżyło, bo moim oczom ukazał się roześmiany Liam.
- Ty wariacie ! Przestraszyłeś mnie !
- Właśnie taki miałem zamiar.
- Eghh…
- Nie potrafisz się na mnie długo gniewać. A teraz wstawaj, bo zabieram cię naaa… eee.. jakby to nazwać w pewne miejsce ? Z resztą zobaczysz.
- Co ??? Ale jak to ?? Teraz ?
- Dokładnie w tym momencie. – oznajmił i pociągnął mnie w górę pomagając podnieść mi się z fotela, po czym niespodziewanie wziął mnie sobie na barana. Nie miałam zamiaru protestować. Skoro chciał mnie dźwigać … - Ok, wskakuj do samochodu. – powiedział, kiedy dotarliśmy do auta.
Wsiadłam do niego i usiadłam na miejscu pasażera zapinając pasy. Liam za chwilę pojawił się obok mnie wkładając kluczyki do stacyjki i uruchamiając pojazd. Wyjechał na ulicę i ruszył przed siebie. Usłyszałam w radiu jakąś piosenkę wpadającą w uszy i zaczęłam ją głośno śpiewać machając rękami i śmiejąc się przy tym. Liam patrzył na mnie ukradkiem i nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Ale po chwili przyłączył się do mnie. Darliśmy się wniebogłosy wykonując jakieś dziwne ruchy rękami i jadąc przed siebie. W końcu piosenka się skończyła, a samochód zatrzymał. Wysiedliśmy z samochodu. Byliśmy na jakimś stromym wzgórzu, z którego było widać cały Londyn. Niedaleko stała mała drewniana chatka. Niebo miało idealny, jasno niebieski kolor, a wokół nas wszystko pokryte było zielenią.
- I jak ? Podoba się ?
- No pewnie . Te widoki … są noo niesamowite.
- Cieszę się, że ci się podoba, ale właściwie to nie przyjechaliśmy tu po to, aby rozkoszować się widokami. – zaśmiał się, a jego wyraz twarzy domagał się wręcz, abym spytała co innego mamy tu robić.
- Okeeej. Więc co mamy tu robić ?
- Będziemy malować ten domek.
- Hahahahahah … Dobry żart.
- To nie żart. – odparł śmiertelnie poważnie
- NIE UMIEM MALOWAĆ DOMÓW.
- Nauczysz się. – powiedział i zaczął iść w stronę domku
- Robisz to specjalnie. – mruknęłam zakładając ręce na piersiach
- Może. – zachichotał i otworzył chatkę znikając w jej wnętrzu
Pokręciłam głową i wbiegłam do środka. Zobaczyłam go w jakichś zniszczonych dresach i bluzie.
- Wejdź tu i się przebierz, a ja rozłożę drabinę i wyniosę wszystkie farby i pędzle. – wskazał na drzwi do łazienki jak się domyślałam
Posłuchałam go i weszłam do środka. Zobaczyłam na szafce duże, dżinsowe ogrodniczki i leżącą obok nich karteczkę: NIE MASZ WYBORU. PO PROSTU TO ZAŁÓŻ. Uśmiechnęłam się i zdecydowałam się włożyć co mi nakazano. Związałam włosy w niechlujnego koka i założyłam przetarte trampki leżące obok drzwi niedbale zawiązując sznurówki. Wyszłam na zewnątrz i zobaczyłam czekającego na mnie przyjaciela.
- Nooo ! Dobrze, że już jesteś .. To co zaczynamy ?
- Oczywiście szefie – zasalutowałam próbując zdusić śmiech, na co Liam pokręcił tylko głową.
Chwyciliśmy pędzle i co chwila maczaliśmy je w wiaderkach z różnokolorowymi farbami. Umówiliśmy się, że nie będzie to zwykły domek. Chcieliśmy, aby był wyjątkowy, więc postanowiliśmy pomalować go na różne kolory. Ściany miały być jasnożółte, oblamówki okien pomarańczowe, drzwi brązowe, a dach czerwony. Właściwie to oprócz tego, że malowaliśmy tą chatkę mieliśmy też przy tym niezły ubaw. Non stop wylewałam farbę na Liama, z początku robiłam to nieumyślnie, aż w końcu przekształciło się to w celowe wkurzenie chłopaka. Niestety jego cierpliwość w końcu się skończyła i oblał mnie farbą. Zaczęłam śmiać się wniebogłosy i wtedy dopiero zaczęła się prawdziwa bitwa. Celowaliśmy w siebie farbami tworząc na naszych ubraniach kolorowe plamki. Ani na chwilę nie opuścił nas dobry humor. W końcu Liam stwierdził, że nie ma to już sensu, bo jesteśmy już i tak cali brudni i zakończył naszą bitwę. Zdecydowałam położyć się na ziemi i odpocząć. Za chwilę dołączył do mnie przyjaciel. Leżeliśmy obok siebie wpatrując się w niebo pełne białych chmur.
- Widzisz ? – wyciągnęłam rękę w górę wskazując na jedną z chmur
- Co ?
- Spójrz, ta chmura wygląda jak hipopotam. Musisz się dokładnie przyjrzeć. Oo.. tu po prawej ma głowę, a tam dalej brzuch i nogi. Widzisz ?
- Rzeczywiście .. Ale mi to bardziej wygląda na krokodyla. – przyznał
- KROKODYLA ? Gdzie niby ? Przecież to jest definitywnie hipopotam ! – oburzyłam się
- Nieprawda ! Hipopotam nie ma zębów, a tam z tej paszczy coś wystaje !
- Bboo.. bboo … on coś je ! Przeżuwa coś ! – zaczęłam się jąkać i szukać odpowiedzi
- I tak zostaje przy twierdzeniu, że to KROKODYL.
- Myśl sobie co chcesz to jest HIPOPOTAM i koniec.
- Niech ci będzie.. – odparł z rezygnacją i przeniósł wzrok na chatkę, którą przed chwilą malowaliśmy – Nawet jest okej ? Co nie ?
- Nom. Nie sądziłam, że to będzie takie fajne.
- No wiesz ja mam zawsze dobre pomysły i zawsze się udają.
- Dobra, dobra nie wymądrzaj się. – dałam mu kuksańca w bok, na co on tylko się zaśmiał – Jeszcze tylko kawałek dachu….
- To co kończymy ?
- Tak.
Liam pomógł mi się podnieść, po czym od razu zabraliśmy się do roboty. Przyłożył drabinę do ściany i trzymał ją, kiedy na nią wchodziłam. Musiałam pomalować niewielki skrawek. Podał mi pędzel umaczany w czerwonej farbie i asekurował mnie, abym nie spadła. Szybko i zwinnie zaczęłam zamalowywać pusty fragment, a kiedy już skończyłam chciałam się obrócić i zejść na dół, ale jakimś dziwnym cudem nadepnęłam na sznurówkę i zleciałam w dół. Na szczęście pode mną stał Li i od razu zareagował łapiąc mnie. Moje ciało przylegało do ściany, a chłopak był tuż przede mną i chyba nie miał zamiaru się odsuwać. Czułam jak nasze klatki piersiowe uderzają o siebie, a oddechy mieszają ze sobą nierówno. Patrzyliśmy w swoje oczy ani na chwilę nie odwracając wzroku. Poczułam jakieś dziwne uczucie przechodzące po moim ciele coś jak skrzyżowanie przenikających po mnie dreszczy z motylkami w brzuchu. Nie wiedziałam co się za chwilę stanie i co mam zrobić. Odsunąć się czy może pozostać w tej samej pozycji. Zdecydowałam się nie ruszać, bo nie miałam odwagi ani drgnąć. Liam przybliżył się do mnie jeszcze bliżej. Widziałam jak waha się nad czymś. I chyba nawet wiedziałam nad czym. Nie zdążyłam zareagować, bo jego usta lekko musnęły moje.
_____________________________________________________
Druga część Liama się pojawia. ♥
Przewiduję jeszcze 2 części czyli łącznie wyjdą 4. 
Mam nadzieję, że imagin się podoba i proszę o komentarze.
Przepraszam za błędy jak są . ;D 
Miłego czytania . 
~N