j

j

czwartek, 27 czerwca 2013

#40 Louis | cz.4



Szliśmy tam już chyba piętnasty raz w tym tygodniu. Ile można chodzić w jedno miejsce?  I to jeszcze nic z tych wizyt nie wyciągnąć... Miałem ochotę porządnie uderzyć  tego faceta w twarz. Zaczynał mnie wkurzać. Gdybym był na jego miejscu sprawa moich rodziców byłaby na pierwszym miejscu, a nie zwlekałbym z nią jak najbardziej tylko dlatego, że kiedyś każdy się ze mnie nabijał.
Też byłem w gronie osób, które nie za bardzo przepadały za oficerem Malikiem i przy każdym jego potknięciu śmiały się z niego i wytykały go palcami. Mieliśmy wtedy może z siedem lat i wydawałoby się, że takie coś powinno się już dawno zapomnieć, ale takie rzeczy nie u Zayna. On był inny. Może teraz się tak na mnie uwziął, bo planuje się... zemścić? Wiem, to śmieszne, ale jak mówiłem, on jest inny od wszystkich.
- Louis? - usłyszałem głos [T.I.], który wyrwał mnie z głębokiego zamyślenia.
Jak to dobrze, że ona jest teraz ze mną. Gdyby nie ona, pewnie już dawno bym się poddał.
- Tak, kochanie?
- Czemu się zatrzymaliśmy?
Spojrzałem na nią. Patrzyła na mnie pytającym wzrokiem. Jej ciemno-zielone oczy były oprawione w wachlarz długich czarnych jak smoła rzęs, brązowe włosy spadały kaskadami na jej ramiona i piękne malinowe usta nadawały jej niesamowitego uroku i nie można było się od niej odciągnąć. Zapomniałem już nawet, o co mnie pytała. Uśmiechnąłem się i podszedłem do [T.I.] przytulając ją mocno. Była zaskoczona, ale za chwilę odwzajemniła mój gest.
- Wszystko w porządku? - spytała, odsuwając się ode mnie powoli.
- Tak - powiedziałem odgarniając za uszy niesforne kosmyki włosów [T.I.], które zaczęły zasłaniać jej piękną twarzyczkę.
Splotłem ze sobą nasze palce i popchnąłem drzwi komendy policji, które z łatwością mi ustąpiły. Usiedliśmy na stałym miejscu naprzeciwko biurka Malika, przy którym właśnie siedział. Gdy usłyszał, że przyszliśmy, podniósł wzrok znad papierów i spojrzał na nas jak na intruzów. Kątem oka mogłem zauważyć jak moja dziewczyna nieznacznie się krzywi.
- Jakieś nowe wieści? - zapytałem nie chcąc ciągnąć tej niekomfortowej sytuacji.
Zayn przeniósł swoje natarczywe spojrzenie na mnie, abym mógł dowiedzieć się, co czuła [T.I.]. Teraz jeszcze bardziej miałem ochotę mu przywalić. Co za dupek ma czelność patrzeć tak na moją dziewczynę i to w MOIM towarzystwie.
Starałem się jednak, aby moje uczucia, które buzowały teraz gdzieś we mnie, nie ujrzały światła dziennego.
- Hmm? - naciskałem.
Rozluźnił trochę wyraz twarzy i głośno westchnął.
- Złapali tego frajera. Siedzi w najbliższym mieście - powiedział obojętnie.
Rozglądał się po pomieszczeniu jakby nagle kolor jego ścian i porozdzierane obrazki na nich powieszone stały się strasznie interesujące. Zdziwienie zawładnęło w moich oczach.
- I mówisz to tak po prostu?! - krzyknąłem. - Kto to jest?!
- Patrick Stewart, seryjny morderca, który grasuje w tych okolicach już od dłuższego czasu. Wreszcie udało nam się go złapać.
- Jak to dobrze, że już po wszystkim - odezwała się [T.I.].
Wstaliśmy i powolnym krokiem zaczęliśmy iść w stronę wyjścia.
- Louis?
Odwróciłem się i ujrzałem Malika patrzącego na mnie.
- Co jest?
- Możemy chwilę porozmawiać? - spytał, a ja po chwili wahania zdecydowałem się go wysłuchać.
- [T.I.], poczekaj na mnie na zewnątrz - powiedziałem do niej, a ona pokiwała głową i wyszła.
- Słuchaj Lou... - zaczął Zayn, ale ja szybko mu przerwałem.
- Jeśli chcesz mówić, jak to ci przykro, że przez te wszystkie lata zachowywałeś się jak zwykły palant, to sobie daruj - uśmiech zaczął wstępować na nasze twarze, a po chwili zaczęliśmy się głośno śmiać. - Oczywiście cię przepraszam... To ja byłem nieodpowiedzialny i w ogóle. Nie powinienem był... Przepraszam.
Chłopak podszedł do mnie i mocno mnie uścisnął.
- Przepraszam.
- A ty za co? - zapytałem, a on spojrzał na mnie tajemniczo i uśmiechnął się jeszcze raz.
- Za wszystko.

~*~

- Ile wy macie lat? - dziwiła się [T.I.] w trakcie naszej powrotnej drogi do domu, kiedy opowiadałem jej o moim pojednaniu z Zaynem.
- Oj, dawno nie rozmawialiśmy ze sobą jak przyjaciele... - odpowiedziałem.
- No dobra... Z naszymi przyjaciółmi tez trzeba będzie pogadać - powiedziała wzdychając cicho.
Spojrzałem na nią przelotnie i dojrzałem mały uśmiech, który od razu poprawił mi humor.
- Odkąd się z nimi spotkaliśmy znowu jest tak jak dawniej - powiedziałem.
- Zaczynam za nimi tęsknić...
- Ja też.
- Zadzwonię do nich - zaproponowała [T.I.] i zaczęła grzebać w swojej torebce w celu znalezienia telefonu.
Wybrała potrzebny numer i zadzwoniła. Wróciłem wzrokiem na jezdnię wciąż nasłuchując tego, co działo się obok mnie.
- Halo? Patty?
Słyszałem też urywki wypowiedzi po drugiej stronie, ale były zbyt niewyraźne, żebym mógł poskładać je w jedną całość i zrozumieć.
- Właśnie wracamy i bardzo chcemy się z wami zobaczyć!
Szeroko się uśmiechnąłem słysząc jak bardzo podekscytowana była moja kochana [T.I.]. Jak zwykle potrafiła mnie rozbawić, a jej urok był lekiem na każde smutki. Powoli zacząłem zwalniać i w końcu zjechałem na pobocze zatrzymując samochód i wyłączając silnik. Spojrzała na mnie pytająco wciąż trzymając przy uchu telefon. Uśmiechnąłem się do niej, a ona odwzajemniła mój gest, jednak po chwili zmieniła go w szeroko otwarte oczy i usta.
- Naprawdę?! - uradowała się. - No to gratu...
Nie zdążyła dokończyć, bo zamknąłem jej usta namiętnie ją całując. Komórka wypadła jej z ręki. Gdy wreszcie niechętnie się od niej oderwałem, przygryzła wargę i sięgnęła pod fotel wyciągając spod niego telefon i z powrotem przyłożyła go do ucha.
- [T.I.], co się stało?! - usłyszałem wyraźnie krzyk Patty i zaśmiałem się.
- Ja też znalazłam szczęście swojego życia – powiedziała [T.I.] i uśmiechnęła się do mnie.
Wyjechałem na drogę włączając się do niedużego ruchu. Patrzyłem przed siebie zadowolony z tego, co zrobiłem.
Dziewczyny rozmawiały prawię cały czas, aż nie znaleźliśmy się na podjeździe pod moim domem i wysiedliśmy z pojazdu. Ona oparła się plecami o bok samochodu i z uśmiechem na ustach zakończyła konwersację.
- Komu i czego trzeba pogratulować? - spytałem, stając naprzeciwko niej.
- Patty i Martin są parą – oznajmiła. - Zapraszają nas do siebie dzisiaj... A właściwie to teraz.
- Długo się nie widzieliśmy... Myślisz, że nas wpuszczą? - zaśmiałem się przez co zostałem ukarany uderzeniem w ramię. - Heeeej! To bolało!
- Zaprosili nas i nie przyjmują odmowy.
- Szkoda... - westchnąłem teatralnie. - A już myślałem, że szykuje się jakaś romantyczna kolacja, no ale...
[T.I.] pokręciła głową i pocałowała mnie delikatnie.
- Oj nawet nie wiesz, co się jeszcze szykuje – uśmiechnęła się tajemniczo i chwytając mnie za rękę ruszyła w stronę domu naszych przyjaciół.
- A co z naszą kolacją? - spytałem z nadzieją w głosie.
[T.I.] zaśmiała się krótko.
- Przecież nie będziemy tam siedzieć do późnej nocy - powiedziała, utwierdzając mnie w przekonaniu, że moge liczyć na wieczór tylko we dwoje.

I also found the happiness of my life.

- And I'll be your guardian angel forever.
- You promise?
- Yeah, I promise.
____________________________________________________________________

To już ostatnia część Lou ♥
Mam nadzieję, że się podoba :)
Proszę o opinie w komentarzach i do następnego imagina ;D
Zdradzę, że szykuje się Zayn :3
Kocham i pozdrawiam.
                                                                                                                                   ~A

2 komentarze: