Szliśmy
tam już chyba piętnasty raz w tym tygodniu. Ile można chodzić w
jedno miejsce? I to jeszcze nic z tych wizyt nie wyciągnąć...
Miałem ochotę porządnie uderzyć tego faceta w twarz. Zaczynał
mnie wkurzać. Gdybym był na jego miejscu sprawa moich rodziców
byłaby na pierwszym miejscu, a nie zwlekałbym z nią jak
najbardziej tylko dlatego, że kiedyś każdy się ze mnie nabijał.
Też
byłem w gronie osób, które nie za bardzo przepadały za oficerem
Malikiem i przy każdym jego potknięciu śmiały się z niego i
wytykały go palcami. Mieliśmy wtedy może z siedem lat i wydawałoby
się, że takie coś powinno się już dawno zapomnieć, ale takie
rzeczy nie u Zayna. On był inny. Może teraz się tak na mnie
uwziął, bo planuje się... zemścić? Wiem, to śmieszne, ale jak
mówiłem, on jest inny od wszystkich.
-
Louis? - usłyszałem głos [T.I.], który wyrwał mnie z głębokiego
zamyślenia.
Jak
to dobrze, że ona jest teraz ze mną. Gdyby nie ona, pewnie już
dawno bym się poddał.
-
Tak, kochanie?
-
Czemu się zatrzymaliśmy?
Spojrzałem
na nią. Patrzyła na mnie pytającym wzrokiem. Jej ciemno-zielone
oczy były oprawione w wachlarz długich czarnych jak smoła rzęs,
brązowe włosy spadały kaskadami na jej ramiona i piękne malinowe
usta nadawały jej niesamowitego uroku i nie można było się od
niej odciągnąć. Zapomniałem już nawet, o co mnie pytała.
Uśmiechnąłem się i podszedłem do [T.I.] przytulając ją mocno.
Była zaskoczona, ale za chwilę odwzajemniła mój gest.
-
Wszystko w porządku? - spytała, odsuwając się ode mnie powoli.
-
Tak - powiedziałem odgarniając za uszy niesforne kosmyki włosów
[T.I.], które zaczęły zasłaniać jej piękną twarzyczkę.
Splotłem
ze sobą nasze palce i popchnąłem drzwi komendy policji, które z
łatwością mi ustąpiły. Usiedliśmy na stałym miejscu
naprzeciwko biurka Malika, przy którym właśnie siedział. Gdy
usłyszał, że przyszliśmy, podniósł wzrok znad papierów i
spojrzał na nas jak na intruzów. Kątem oka mogłem zauważyć jak
moja dziewczyna nieznacznie się krzywi.
-
Jakieś nowe wieści? - zapytałem nie chcąc ciągnąć tej
niekomfortowej sytuacji.
Zayn
przeniósł swoje natarczywe spojrzenie na mnie, abym mógł
dowiedzieć się, co czuła [T.I.]. Teraz jeszcze bardziej miałem
ochotę mu przywalić. Co za dupek ma czelność patrzeć tak na moją
dziewczynę i to w MOIM towarzystwie.
Starałem
się jednak, aby moje uczucia, które buzowały teraz gdzieś we
mnie, nie ujrzały światła dziennego.
-
Hmm? - naciskałem.
Rozluźnił
trochę wyraz twarzy i głośno westchnął.
-
Złapali tego frajera. Siedzi w najbliższym mieście - powiedział
obojętnie.
Rozglądał
się po pomieszczeniu jakby nagle kolor jego ścian i porozdzierane
obrazki na nich powieszone stały się strasznie interesujące. Zdziwienie zawładnęło
w moich oczach.
-
I mówisz to tak po prostu?! - krzyknąłem. - Kto to jest?!
-
Patrick Stewart, seryjny morderca, który grasuje w tych okolicach
już od dłuższego czasu. Wreszcie udało nam się go złapać.
-
Jak to dobrze, że już po wszystkim - odezwała się [T.I.].
Wstaliśmy
i powolnym krokiem zaczęliśmy iść w stronę wyjścia.
-
Louis?
Odwróciłem
się i ujrzałem Malika patrzącego na mnie.
-
Co jest?
-
Możemy chwilę porozmawiać? - spytał, a ja po chwili wahania
zdecydowałem się go wysłuchać.
-
[T.I.], poczekaj na mnie na zewnątrz - powiedziałem do niej, a ona
pokiwała głową i wyszła.
-
Słuchaj Lou... - zaczął Zayn, ale ja szybko mu przerwałem.
-
Jeśli chcesz mówić, jak to ci przykro, że przez te wszystkie lata
zachowywałeś się jak zwykły palant, to sobie daruj - uśmiech
zaczął wstępować na nasze twarze, a po chwili zaczęliśmy się
głośno śmiać. - Oczywiście cię przepraszam... To ja byłem
nieodpowiedzialny i w ogóle. Nie powinienem był... Przepraszam.
Chłopak
podszedł do mnie i mocno mnie uścisnął.
-
Przepraszam.
-
A ty za co? - zapytałem, a on spojrzał na mnie tajemniczo i
uśmiechnął się jeszcze raz.
-
Za wszystko.
~*~
-
Ile wy macie lat? - dziwiła się [T.I.] w trakcie naszej powrotnej
drogi do domu, kiedy opowiadałem jej o moim pojednaniu z Zaynem.
-
Oj, dawno nie rozmawialiśmy ze sobą jak przyjaciele... -
odpowiedziałem.
-
No dobra... Z naszymi przyjaciółmi tez trzeba będzie pogadać -
powiedziała wzdychając cicho.
Spojrzałem
na nią przelotnie i dojrzałem mały uśmiech, który od razu
poprawił mi humor.
-
Odkąd się z nimi spotkaliśmy znowu jest tak jak dawniej -
powiedziałem.
-
Zaczynam za nimi tęsknić...
-
Ja też.
-
Zadzwonię do nich - zaproponowała [T.I.] i zaczęła grzebać w
swojej torebce w celu znalezienia telefonu.
Wybrała
potrzebny numer i zadzwoniła. Wróciłem wzrokiem na jezdnię wciąż
nasłuchując tego, co działo się obok mnie.
-
Halo? Patty?
Słyszałem
też urywki wypowiedzi po drugiej stronie, ale były zbyt niewyraźne,
żebym mógł poskładać je w jedną całość i zrozumieć.
-
Właśnie wracamy i bardzo chcemy się z wami zobaczyć!
Szeroko
się uśmiechnąłem słysząc jak bardzo podekscytowana była moja
kochana [T.I.]. Jak zwykle potrafiła mnie rozbawić, a jej urok był
lekiem na każde smutki. Powoli zacząłem zwalniać i w końcu
zjechałem na pobocze zatrzymując samochód i wyłączając silnik.
Spojrzała na mnie pytająco wciąż trzymając przy uchu telefon.
Uśmiechnąłem się do niej, a ona odwzajemniła mój gest, jednak
po chwili zmieniła go w szeroko otwarte oczy i usta.
-
Naprawdę?! - uradowała się. - No to gratu...
Nie
zdążyła dokończyć, bo zamknąłem jej usta namiętnie ją
całując. Komórka wypadła jej z ręki. Gdy wreszcie niechętnie
się od niej oderwałem, przygryzła wargę i sięgnęła pod fotel
wyciągając spod niego telefon i z powrotem przyłożyła go do
ucha.
-
[T.I.], co się stało?! - usłyszałem wyraźnie krzyk Patty i
zaśmiałem się.
-
Ja też znalazłam szczęście swojego życia – powiedziała [T.I.]
i uśmiechnęła się do mnie.
Wyjechałem
na drogę włączając się do niedużego ruchu. Patrzyłem przed
siebie zadowolony z tego, co zrobiłem.
Dziewczyny
rozmawiały prawię cały czas, aż nie znaleźliśmy się na
podjeździe pod moim domem i wysiedliśmy z pojazdu. Ona oparła się
plecami o bok samochodu i z uśmiechem na ustach zakończyła
konwersację.
-
Komu i czego trzeba pogratulować? - spytałem, stając naprzeciwko
niej.
-
Patty i Martin są parą – oznajmiła. - Zapraszają nas do siebie
dzisiaj... A właściwie to teraz.
-
Długo się nie widzieliśmy... Myślisz, że nas wpuszczą? -
zaśmiałem się przez co zostałem ukarany uderzeniem w ramię. -
Heeeej! To bolało!
-
Zaprosili nas i nie przyjmują odmowy.
-
Szkoda... - westchnąłem teatralnie. - A już myślałem, że
szykuje się jakaś romantyczna kolacja, no ale...
[T.I.]
pokręciła głową i pocałowała mnie delikatnie.
-
Oj nawet nie wiesz, co się jeszcze szykuje – uśmiechnęła się
tajemniczo i chwytając mnie za rękę ruszyła w stronę domu
naszych przyjaciół.
- A co z naszą kolacją? - spytałem z nadzieją w głosie.
[T.I.] zaśmiała się krótko.
- Przecież nie będziemy tam siedzieć do późnej nocy - powiedziała, utwierdzając mnie w przekonaniu, że moge liczyć na wieczór tylko we dwoje.
I
also found the happiness of my life.
-
And I'll be your guardian angel forever.
-
You promise?
-
Yeah, I promise.
____________________________________________________________________
To już ostatnia część Lou ♥
Mam nadzieję, że się podoba :)
Proszę o opinie w komentarzach i do następnego imagina ;D
Zdradzę, że szykuje się Zayn :3
Kocham i pozdrawiam.
~A
Świetny <3 Nie mogę się doczekać kolejnego imagina !! /N
OdpowiedzUsuńWow. Boski. Czekam na kolejny. <3 :*
OdpowiedzUsuń