j

j

środa, 12 czerwca 2013

#34 Liam


Z dedykacją dla Agan ♥

Obudził mnie krzyk Anne. Miałam jej powoli dosyć. Wiedziałam, że płacze, bo tęskni za swoimi rodzicami. Było mi jej trochę szkoda, bo przecież nie każdy zasługuje na wyrzucenie z domu i wyśmianie przez rodziców. Ja swoich nigdy nie poznałam. Może to dlatego teraz nie rozumiem jej rozpaczy.
Przeciągnęłam się i szeroko ziewnęłam. Powoli podnosiłam się z niezbyt wygodnego łóżka i spojrzałam w stronę mojej współlokatorki. Jej rozczochrane włosy i spuchnięte oczy tworzyły zmęczoną całość małej dziewczynki. Patrzyła na mnie smutno.
- Czemu ciągle płaczesz? - mój piskliwy głosik rozbrzmiał w całym pokoju.
- Chcę do mamy i taty – odpowiedziała mi równie wysokim głosem, a po jej policzku spłynęły łzy.
- Ale oni cię nie chcą.
- Nie możesz tak mówić! - zbulwersowała się. - Nic nie rozumiesz! - warknęła i rzuciła się na łóżko chowając twarz w poduszki.
Spuściłam głowę zastanawiając się nad słowami Anne. Miała rację. Wstałam i po cichutku podbiegłam do drzwi. Otworzyłam je równie cicho wymykając się na zewnątrz. Dreptałam po szorstkim dywanie w stronę głównego wejścia. Moja za mała piżamka - czyli króciutkie szorty i T-shirt odkrywający brzuch - ocierała się o moje małe ciałko. Starałam się nie powodować zbyt dużego hałasu, który obudziłby cały dom dziecka i ściągnąłby tu wszystkie opiekunki, a tego bym nie chciała. Nagle drzwi jednego z pokoi się otworzyły. Wyszedł z niego chłopiec, którego znałam od początku. Mieszkał tu tak samo długo jak ja i nawet go lubiłam. Miał na imię Liam.
- Co tu robisz? - zapytał mnie cicho podchodząc do mnie.
- Idę na spacer – wytłumaczyłam mu, a on zrobił jeszcze kilka kroczków w moją stronę tak, że patrzyłam na niego z dołu.
- Nie możesz. Ktoś cię zobaczy.
- Ale ja chcę.
- [T.I.] ktoś może cię zauważyć – mówił. - Proszę, nie wychodź.
- Dlaczego nie chcesz, żebym sobie poszła?
- Bo to niebezpieczne, rozumiesz? - w jego oczach była troska.
- Rozumiem, ale ja muszę – powiedziałam i odeszłam od niego.
Otworzyłam ciężkie drzwi i udałam się w stronę parku. Delikatnie stawiałam każdy krok, aby nie naruszyć panującej ciszy. Tip-top. Tip-top. Nuciłam jakąś melodię i szłam do rytmu. Po chwili usiadłam na ogromnym kamieniu i wpatrywałam się w kołyszące się na wietrze listki wysokich drzew. Anne ma rację. Nie rozumiem nic. Ona przeżyła koszmar, a ja po prostu mam dom inny niż wszystkie dzieci. Podciągnęłam nogi do siebie i oplotłam je ramionami. W moim oku zakręciła się pojedyncza łezka, która zaraz potem spadła na ziemię.
- Dlaczego płaczesz? - usłyszałam głos.
Odwróciłam się i zobaczyłam Liama przypatrującego się mi.
- Bo nic nie rozumiem.
Po tych słowach Liam podszedł do mnie i mnie przytulił. Zsunęłam się z mojego siedzenia i przycisnęłam go mocno do siebie. Płakałam bardzo długo, a on nie zamierzał mnie puścić.
To dobrze, że mam takiego przyjaciela jak on.

~*~

- Jaki smak wybierasz? - spytał mnie Liam.
Nie mogłam się zdecydować jakie lody powinnam mieć na swoich dziesiątych urodzinach. Czekoladowe, śmietankowe... a może truskawkowe? Przekładaliśmy pudełka z lodami w głębokiej lodówce i powoli kończyły nam się siły. Jednak byliśmy zadowoleni. Trzeba podjąć dobrą decyzję. W końcu dziesiąte urodziny ma się tylko raz w życiu, no nie?
- Może te – powiedziałam wskazując na dobrze wyglądające waniliowe kulki.
- Te są super! - wykrzyknął uradowany Liam i oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Mogę w czymś pomóc? - rozbrzmiał głos jakieś pani za naszymi plecami.
Stanęliśmy na równe nogi i popatrzyliśmy na ekspedientkę.
- Chcemy kupić te lody – wytłumaczyłam jej, a ona pokiwała ze zrozumieniem głową.
- Chodźcie do kasy – zaprowadziła nas w stronę lady i stanęła za nią biorąc ode mnie nasze zakupy.
Przesunęła pudełkiem pod czymś i rozległ się śmieszny dźwięk informujący o rozpoznaniu towaru. Spojrzała na nas z uśmiechem na ustach.
- To będzie osiem dziewięćdziesiąt dziewięć – powiedziała i sięgnęła po foliową reklamówkę po czym spakowała w nią lody.
Liam zaczął grzebać w kieszeniach, aby wyciągnął zbierane miesiącami pieniądze, których nie było zbyt wiele. Ja zrobiłam to samo i po chwili wyrzuciliśmy kilkanaście srebrnych monet na ladę. Kasjerka zabrała się za liczenie pieniędzy z dziwnym wyrazem twarzy. Zbierała po kolei każdy pieniądz i unosiła brwi do góry. Z każdą minutą przestawałam ją lubić. Zsunęła na dłoń wszystko i zwróciła się do nas.
- Dziękuję. To wszystko?
- Tak – odpowiedzieliśmy zgodnie.
Pociągnęłam mojego przyjaciela za rękaw jego koszuli w kratkę w stronę wyjścia ze sklepu. Zaraz znaleźliśmy się na zewnątrz.
- Ale dziwna baba – odezwał się Liaś i uśmiechnął się.
Roześmiałam się i wzięłam go pod ramię.
- Chodź – powiedziałam szczęśliwa z nadchodzącego dnia. - Idziemy szykować się na urodzinki.
W dobrych humorach dotarliśmy do naszego pokoju. Przez te pięć lat trochę się pozmieniało. Już nie dzielę sypialni z Anne, która została zaadoptowana, a jej miejsce zajął Liam. Podobało mi się to wyjście. Jednak wciąż wieczorami płaczę z tego samego powodu.
Usiedliśmy na podłodze naprzeciwko siebie. Otworzyłam zimne pudełko i podałam przyjacielowi łyżeczkę, a sobie zostawiłam drugą.
- Jemy! - krzyknęłam i wzięliśmy się za jedzenie lodów.
Nie przypominałam sobie lepiej spędzonych urodzin. Chociaż nie było hucznego przyjęcia, tortu i gości, wystarczył mi on.
Jednak dobrze, że mam przyjaciela.

~*~

Dwa razy stuknięcie w drzwi i zostały one otwarte.
Liam wparował do mojego pokoju akurat gdy się przebierałam. Nie mógł sobie wybrać lepszego momentu, jak słowo daję... Patrzył na mnie z zadziornym uśmiechem. Skończyłam wkładać na siebie obcisłą małą czarną i przejrzałam się w dużym lustrze stojącym w kącie pokoju. Zobaczyłam jego odbicie i to, jak podchodzi do mnie z tyłu i obejmuje mnie rękami w talii. Oparłam się o niego plecami i westchnęłam patrząc na nas razem. Liam uśmiechnął się do mnie ciepło.
- Pięknie wyglądasz – powiedział i pocałował mnie delikatnie w policzek.
- Naprawdę musimy tam iść? - spytałam krzywiąc się nieznacznie.
- Jeśli nie chcesz, nie musimy – uspokoił mnie.
Odwróciłam się w jego stronę, spoglądając w jego piękne brązowe oczy i przełknęłam ślinę.
- Jestem gotowa zaszaleć – uśmiechnęłam się do niego promiennie i chwyciłam go za dłoń.
Zabrałam klucze i wyszliśmy z pokoju. Przekręciłam ten kawałek uformowanego metalu w zamku kilka razy i nacisnęłam klamkę upewniając się, że jest zamknięte. Schowałam kluczyk do torebki i mogliśmy ruszać. Payne z łatwością popchnął wejściowe drzwi. Otuliło nas ciepłe lipcowe powietrze. Wiał lekki wiatr, który rozwiał moje pofalowane, rude włosy. Udaliśmy się spacerkiem do naszej świetlicy na dyskotekę. Ja i dobra zabawa to rzadkość, więc Liam był bardzo zdziwiony kiedy zaproponowałam mu wspólne pójście tam. On też nie był uznawany za ducha imprezy, więc zastanawiałam się jak zareagują inni jej uczestnicy.
Już z daleka było widać kolorowe światła. Podążałam trochę chwiejnym krokiem za Liamem w moich nowych, pierwszych w życiu, szpilkach. Trzymałam go mocno za rękę bojąc się wywrócił. Spotkało się to z jego cichym śmiechem.
- Może cię zaniosę? - zapytał rozbawiony.
- Bardzo śmieszne – wytknęłam do niego język i powoli szłam przed siebie. - Poradzę sobie sama.
Tylko się nie wywróć. Nie przy nim.
- Ok – patrzył się na moje nieudolne kroki. - Ale potem się nie zdziw jak powiem „A nie mówiłem?”
Cały czas zerkałam pod nogi. Jeszcze tyle się muszę nauczyć. Długo odkładałam na te buty i wreszcie udało mi się je kupić. Dwa lata do dorosłości, a ja dopiero uczę się chodzić. Westchnęłam głośno. Los jednak postanowił zrobić mi na złość i oczywiście musiałam się potknąć. Przed upadkiem ocaliły mnie jego silne ramiona.
- Uważaj, kochanie – powiedział z troską.
Zaprowadził mnie do naszego ulubionego kamienia w tym parku i pozwolił mi bezpiecznie na niego opaść. Zdjął z moich stóp te przeklęte szpilki i odstawił je na ziemię. Podszedł do mnie bliżej i oparł się swoim czołem o moje.
- Nie chcę nic mówić, ale... A nie mówiłem?
Roześmiałam się.
- Dlaczego ja nic nie umiem? - mówiłam. - Nawet porządnie chodzić nie potrafię.
- Nie mów tak – odpowiedział mi.
- Problem w tym, że ja nie rozumiem.
Spojrzał na mnie tym swoim zatroskanym wzrokiem i westchnął cicho.
- Ja myślę, że rozumiesz, ale nie potrafisz pojąć ogromu tamtej sytuacji – powiedział.
- Tak – uśmiechnęłam się smutno. - To prawda.
- Kiedyś zrozumiesz.
Po jego słowach mała łza spłynęła po moim policzku. Otarł ją kciukiem i złapał mój podbródek, abym na niego spojrzała.
- Kiedyś wszystko zrozumiesz.
Złożył na moich ustach delikatny pocałunek i splótł nasze palce razem.

~*~

- Podaj mi tamte filiżanki – powiedział stojąc przede mną w kolorowym fartuchu ze ścierką w ręce.
Uniosłam się na palce, żeby dosięgnąć potrzebnej rzeczy i podałam Liamowi pięknie zdobioną filiżankę z czystej porcelany. Podziękował mi cudnym uśmiechem i wrócił do wycierania naczyń. Usłyszałam dzwonek oznajmiający nam, że mamy nowego klienta. Wybiegłam z zaplecza i podeszłam do wysokiej lady spoglądając na osobę, która uraczyła nas swoją obecnością. Nigdy nie spodziewałam się, że będziemy mieli tu taki ruch. Byliśmy przyzwyczajeni do odtrącania i gdyby nikt nie odwiedzał naszej kawiarni raczej by nas nie zdziwiło. Stał przede mną stały bywalec naszego lokalu z gazetą w ręce. Bob – bo tak się nazywał – miał na sobie czarny garnitur, okulary oprawione w ciemne, prostokątne oprawki i spoglądał na swój drogi biały zegarek na lewej ręce. Zobaczył, że już przyszłam i rzucił mi usprawiedliwiający uśmiech.
- Cześć [T.I.] - przywitał się ze mną. - Poproszę to co zwykle.
- Cześć Bobbie – odpowiedziałam mu promiennym uśmiechem. - Coś nowego w firmie?
Zabrałam się do szykowania dużej latte. Zamawiał ją codziennie rano razem z dwoma pączkami z dżemem truskawkowym. Pamiętam to, ponieważ prosi o to każdego dnia już od jakiegoś roku. Otworzyliśmy tę kawiarenkę od razu, gdy wyprowadziliśmy się z domu dziecka. Nasze kiepskie wykształcenie, a słabość do gotowania i eksperymentowania w kuchni sprowadziła nas na te tory. Kilka osób od razu zainteresowało się naszym lokalem i regularnie go odwiedza.
- Mamy jakieś zlecenie dla New Green Corporation i muszę przygotować projekt – usłyszałam jego głos zza pleców i akurat skończyłam nalewać jego kawę. - Mam być w biurze najpóźniej o 8.30 – dodał, a ja ukradkiem spojrzałam na zegar wiszący na ścianie przede mną.
8.12.
- No to powodzenia – powiedziałam i postawiłam tekturowy kubek przed nim.
- Dzięki, postaram się.
Wróciłam na tyły i zabrałam dwa pączki. Włożyłam je do kolorowego pudełka i postawiłam obok jego latte.
- Smacznego i miłego dnia! - krzyknęłam za nim gdy już zaczął zmierzać w stronę wyjścia.
Nagle przy mnie zmaterializował się Liam. Bob odwrócił się przez ramię.
- Masz świetną dziewczynę! - powiedział Bobbie i uśmiechnął się. - Szczęścia wam życzę!
- Dzięki! - odezwał się Payne. - Na pewno nam się przyda!
- Do zobaczenia!
Bob wyszedł na zewnątrz. Odwróciłam się do chłopaka i spojrzałam mu w oczy, co z powodu mojego niskiego wzrostu było wyzwaniem. Zatopiłam się w jego tęczówkach.
- Jak to się stało, że mamy takie wspaniałe życie, a jeszcze niedawno mieliśmy problem z tym cholernym przezroczystym czymś wypływającym każdego wieczoru z twoich oczu... - zaakcentował ostatnie słowa i przekrzywił delikatnie głowę. - To dobrze, że tamte czasy minęły. Nie lubię kiedy płaczesz.
Jak na złość losowi w moim oku zakręciła się pojedyncza łza, która po chwili znalazła się na dotychczas suchej powierzchni mojego policzka.
- Robisz to specjalnie? - spytał smutnym głosem.
Zaśmiałam się przez łzy.
- Nie chcę tego pamiętać – powiedziałam.
- Nie będziesz musiała – zapewnił mnie.
- No to mnie nie prowokuj – uśmiechnęłam się słabo.
Złożył na moich ustach delikatny pocałunek i powiedział:
- Nie mam najmniejszego zamiaru.

~*~

- Bo wiesz co? - zagadał mnie. - Jest taki okres w życiu człowieka, w którym nie chce nam się nic.
- Teraz jest ten czas? - spytałam.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Tak – odpowiedział. - Chyba teraz.
Zawtórowałam mu śmiechem i przytuliłam do jego boku.
- Więc niech nam się nudzi jak najdłużej, bo to nam wychodzi najlepiej.


I tak we wspólnych nudach przetrwaliśmy całe życie.
______________________________________________________________________

Wyszedł trochę długi, ale mam nadzieję, że się podobał :)
Liczę na wasze opinie ♥
Kocham i pozdrawiam.
                                                                                                                             ~A

5 komentarzy:

  1. awwwww.... super!!! :* Jest mi trochę smutno bo ta dedyka była dodana do komentarza od Niallowej, a nie od Agan. I myślałam, że zadedykujesz ją mi, a nie mojej przyjaciółce, już się tak jarałam tym,że dostanę dedyczkę, ale mimo to się cieszę :D
    Oby tak dalej /Niallowa :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to nie ta autorka . Ale Natalia napewno zadedykuję ci kolejnego imagina . ♥

      Usuń
  2. Oj tam nie przejmuj się tą wyżej :P
    Dziękuję ci bardzo bardzo :*
    Kocham cię Agan :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co :*
      Czytasz tego bloga i komentujesz bardzo często z czego się bardzo cieszę i dziekuję ♥ /Ola

      Usuń
  3. 34 yr old Structural Engineer Perry Govan, hailing from Nova Scotia enjoys watching movies like Class Act and Parkour. Took a trip to Shark Bay and drives a Alfa Romeo Tipo 256 Cabriolet Sportivo. pomocne strony

    OdpowiedzUsuń