Z dedykacją dla Agan ♥
Obudził
mnie krzyk Anne. Miałam jej powoli dosyć. Wiedziałam, że płacze,
bo tęskni za swoimi rodzicami. Było mi jej trochę szkoda, bo
przecież nie każdy zasługuje na wyrzucenie z domu i wyśmianie
przez rodziców. Ja swoich nigdy nie poznałam. Może to dlatego
teraz nie rozumiem jej rozpaczy.
Przeciągnęłam
się i szeroko ziewnęłam. Powoli podnosiłam się z niezbyt
wygodnego łóżka i spojrzałam w stronę mojej współlokatorki.
Jej rozczochrane włosy i spuchnięte oczy tworzyły zmęczoną
całość małej dziewczynki. Patrzyła na mnie smutno.
- Czemu
ciągle płaczesz? - mój piskliwy głosik rozbrzmiał w całym
pokoju.
- Chcę
do mamy i taty – odpowiedziała mi równie wysokim głosem, a po
jej policzku spłynęły łzy.
- Ale
oni cię nie chcą.
- Nie
możesz tak mówić! - zbulwersowała się. - Nic nie rozumiesz! -
warknęła i rzuciła się na łóżko chowając twarz w poduszki.
Spuściłam
głowę zastanawiając się nad słowami Anne. Miała rację. Wstałam
i po cichutku podbiegłam do drzwi. Otworzyłam je równie cicho
wymykając się na zewnątrz. Dreptałam po szorstkim dywanie w
stronę głównego wejścia. Moja za mała piżamka - czyli
króciutkie szorty i T-shirt odkrywający brzuch - ocierała się o
moje małe ciałko. Starałam się nie powodować zbyt dużego
hałasu, który obudziłby cały dom dziecka i ściągnąłby tu
wszystkie opiekunki, a tego bym nie chciała. Nagle drzwi jednego z
pokoi się otworzyły. Wyszedł z niego chłopiec, którego znałam
od początku. Mieszkał tu tak samo długo jak ja i nawet go lubiłam.
Miał na imię Liam.
- Co tu
robisz? - zapytał mnie cicho podchodząc do mnie.
- Idę
na spacer – wytłumaczyłam mu, a on zrobił jeszcze kilka kroczków
w moją stronę tak, że patrzyłam na niego z dołu.
- Nie
możesz. Ktoś cię zobaczy.
- Ale
ja chcę.
-
[T.I.] ktoś może cię zauważyć – mówił. - Proszę, nie
wychodź.
-
Dlaczego nie chcesz, żebym sobie poszła?
- Bo to
niebezpieczne, rozumiesz? - w jego oczach była troska.
-
Rozumiem, ale ja muszę – powiedziałam i odeszłam od niego.
Otworzyłam
ciężkie drzwi i udałam się w stronę parku. Delikatnie stawiałam
każdy krok, aby nie naruszyć panującej ciszy. Tip-top. Tip-top.
Nuciłam jakąś melodię i szłam do rytmu. Po chwili usiadłam na
ogromnym kamieniu i wpatrywałam się w kołyszące się na wietrze
listki wysokich drzew. Anne ma rację. Nie rozumiem nic. Ona przeżyła
koszmar, a ja po prostu mam dom inny niż wszystkie dzieci.
Podciągnęłam nogi do siebie i oplotłam je ramionami. W moim oku
zakręciła się pojedyncza łezka, która zaraz potem spadła na
ziemię.
-
Dlaczego płaczesz? - usłyszałam głos.
Odwróciłam
się i zobaczyłam Liama przypatrującego się mi.
- Bo
nic nie rozumiem.
Po tych
słowach Liam podszedł do mnie i mnie przytulił. Zsunęłam się z
mojego siedzenia i przycisnęłam go mocno do siebie. Płakałam
bardzo długo, a on nie zamierzał mnie puścić.
To
dobrze, że mam takiego przyjaciela jak on.
~*~
-
Jaki smak wybierasz? - spytał mnie Liam.
Nie
mogłam się zdecydować jakie lody powinnam mieć na swoich
dziesiątych urodzinach. Czekoladowe, śmietankowe... a może
truskawkowe? Przekładaliśmy pudełka z lodami w głębokiej lodówce
i powoli kończyły nam się siły. Jednak byliśmy zadowoleni.
Trzeba podjąć dobrą decyzję. W końcu dziesiąte urodziny ma się
tylko raz w życiu, no nie?
-
Może te – powiedziałam wskazując na dobrze wyglądające
waniliowe kulki.
-
Te są super! - wykrzyknął uradowany Liam i oboje zaczęliśmy się
śmiać.
-
Mogę w czymś pomóc? - rozbrzmiał głos jakieś pani za naszymi
plecami.
Stanęliśmy
na równe nogi i popatrzyliśmy na ekspedientkę.
-
Chcemy kupić te lody – wytłumaczyłam jej, a ona pokiwała ze
zrozumieniem głową.
-
Chodźcie do kasy – zaprowadziła nas w stronę lady i stanęła za
nią biorąc ode mnie nasze zakupy.
Przesunęła
pudełkiem pod czymś i rozległ się śmieszny dźwięk informujący
o rozpoznaniu towaru. Spojrzała na nas z uśmiechem na ustach.
-
To będzie osiem dziewięćdziesiąt dziewięć – powiedziała i
sięgnęła po foliową reklamówkę po czym spakowała w nią lody.
Liam
zaczął grzebać w kieszeniach, aby wyciągnął zbierane miesiącami
pieniądze, których nie było zbyt wiele. Ja zrobiłam to samo i po
chwili wyrzuciliśmy kilkanaście srebrnych monet na ladę. Kasjerka
zabrała się za liczenie pieniędzy z dziwnym wyrazem twarzy.
Zbierała po kolei każdy pieniądz i unosiła brwi do góry. Z każdą
minutą przestawałam ją lubić. Zsunęła na dłoń wszystko i
zwróciła się do nas.
-
Dziękuję. To wszystko?
-
Tak – odpowiedzieliśmy zgodnie.
Pociągnęłam
mojego przyjaciela za rękaw jego koszuli w kratkę w stronę wyjścia
ze sklepu. Zaraz znaleźliśmy się na zewnątrz.
-
Ale dziwna baba – odezwał się Liaś i uśmiechnął się.
Roześmiałam
się i wzięłam go pod ramię.
-
Chodź – powiedziałam szczęśliwa z nadchodzącego dnia. -
Idziemy szykować się na urodzinki.
W
dobrych humorach dotarliśmy do naszego pokoju. Przez te pięć lat
trochę się pozmieniało. Już nie dzielę sypialni z Anne, która
została zaadoptowana, a jej miejsce zajął Liam. Podobało mi się
to wyjście. Jednak wciąż wieczorami płaczę z tego samego powodu.
Usiedliśmy
na podłodze naprzeciwko siebie. Otworzyłam zimne pudełko i podałam
przyjacielowi łyżeczkę, a sobie zostawiłam drugą.
-
Jemy! - krzyknęłam i wzięliśmy się za jedzenie lodów.
Nie
przypominałam sobie lepiej spędzonych urodzin. Chociaż nie było
hucznego przyjęcia, tortu i gości, wystarczył mi on.
Jednak
dobrze, że mam przyjaciela.
~*~
Dwa
razy stuknięcie w drzwi i zostały one otwarte.
Liam
wparował do mojego pokoju akurat gdy się przebierałam. Nie mógł
sobie wybrać lepszego momentu, jak słowo daję... Patrzył na mnie
z zadziornym uśmiechem. Skończyłam wkładać na siebie obcisłą
małą czarną i przejrzałam się w dużym lustrze stojącym w kącie
pokoju. Zobaczyłam jego odbicie i to, jak podchodzi do mnie z tyłu
i obejmuje mnie rękami w talii. Oparłam się o niego plecami i
westchnęłam patrząc na nas razem. Liam uśmiechnął się do mnie
ciepło.
-
Pięknie wyglądasz – powiedział i pocałował mnie delikatnie w
policzek.
-
Naprawdę musimy tam iść? - spytałam krzywiąc się nieznacznie.
-
Jeśli nie chcesz, nie musimy – uspokoił mnie.
Odwróciłam
się w jego stronę, spoglądając w jego piękne brązowe oczy i
przełknęłam ślinę.
-
Jestem gotowa zaszaleć – uśmiechnęłam się do niego promiennie
i chwyciłam go za dłoń.
Zabrałam
klucze i wyszliśmy z pokoju. Przekręciłam ten kawałek
uformowanego metalu w zamku kilka razy i nacisnęłam klamkę
upewniając się, że jest zamknięte. Schowałam kluczyk do torebki
i mogliśmy ruszać. Payne z łatwością popchnął wejściowe
drzwi. Otuliło nas ciepłe lipcowe powietrze. Wiał lekki wiatr,
który rozwiał moje pofalowane, rude włosy. Udaliśmy się
spacerkiem do naszej świetlicy na dyskotekę. Ja i dobra zabawa to
rzadkość, więc Liam był bardzo zdziwiony kiedy zaproponowałam mu
wspólne pójście tam. On też nie był uznawany za ducha imprezy,
więc zastanawiałam się jak zareagują inni jej uczestnicy.
Już
z daleka było widać kolorowe światła. Podążałam trochę
chwiejnym krokiem za Liamem w moich nowych, pierwszych w życiu,
szpilkach. Trzymałam go mocno za rękę bojąc się wywrócił.
Spotkało się to z jego cichym śmiechem.
-
Może cię zaniosę? - zapytał rozbawiony.
-
Bardzo śmieszne – wytknęłam do niego język i powoli szłam
przed siebie. - Poradzę sobie sama.
Tylko
się nie wywróć. Nie przy nim.
-
Ok – patrzył się na moje nieudolne kroki. - Ale potem się nie
zdziw jak powiem „A nie mówiłem?”
Cały
czas zerkałam pod nogi. Jeszcze tyle się muszę nauczyć. Długo
odkładałam na te buty i wreszcie udało mi się je kupić. Dwa lata
do dorosłości, a ja dopiero uczę się chodzić. Westchnęłam
głośno. Los jednak postanowił zrobić mi na złość i oczywiście
musiałam się potknąć. Przed upadkiem ocaliły mnie jego
silne ramiona.
-
Uważaj, kochanie – powiedział z troską.
Zaprowadził
mnie do naszego ulubionego kamienia w tym parku i pozwolił mi
bezpiecznie na niego opaść. Zdjął z moich stóp te przeklęte
szpilki i odstawił je na ziemię. Podszedł do mnie bliżej i oparł
się swoim czołem o moje.
-
Nie chcę nic mówić, ale... A nie mówiłem?
Roześmiałam
się.
-
Dlaczego ja nic nie umiem? - mówiłam. - Nawet porządnie chodzić
nie potrafię.
-
Nie mów tak – odpowiedział mi.
-
Problem w tym, że ja nie rozumiem.
Spojrzał
na mnie tym swoim zatroskanym wzrokiem i westchnął cicho.
-
Ja myślę, że rozumiesz, ale nie potrafisz pojąć ogromu tamtej
sytuacji – powiedział.
-
Tak – uśmiechnęłam się smutno. - To prawda.
-
Kiedyś zrozumiesz.
Po
jego słowach mała łza spłynęła po moim policzku. Otarł ją
kciukiem i złapał mój podbródek, abym na niego spojrzała.
-
Kiedyś wszystko zrozumiesz.
Złożył
na moich ustach delikatny pocałunek i splótł nasze palce razem.
~*~
-
Podaj mi tamte filiżanki – powiedział stojąc przede mną w
kolorowym fartuchu ze ścierką w ręce.
Uniosłam
się na palce, żeby dosięgnąć potrzebnej rzeczy i podałam
Liamowi pięknie zdobioną filiżankę z czystej porcelany.
Podziękował mi cudnym uśmiechem i wrócił do wycierania naczyń.
Usłyszałam dzwonek oznajmiający nam, że mamy nowego klienta.
Wybiegłam z zaplecza i podeszłam do wysokiej lady spoglądając na
osobę, która uraczyła nas swoją obecnością. Nigdy nie
spodziewałam się, że będziemy mieli tu taki ruch. Byliśmy
przyzwyczajeni do odtrącania i gdyby nikt nie odwiedzał naszej
kawiarni raczej by nas nie zdziwiło. Stał przede mną stały
bywalec naszego lokalu z gazetą w ręce. Bob – bo tak się nazywał
– miał na sobie czarny garnitur, okulary oprawione w ciemne,
prostokątne oprawki i spoglądał na swój drogi biały zegarek na
lewej ręce. Zobaczył, że już przyszłam i rzucił mi
usprawiedliwiający uśmiech.
-
Cześć [T.I.] - przywitał się ze mną. - Poproszę to co zwykle.
-
Cześć Bobbie – odpowiedziałam mu promiennym uśmiechem. - Coś
nowego w firmie?
Zabrałam
się do szykowania dużej latte. Zamawiał ją codziennie rano razem
z dwoma pączkami z dżemem truskawkowym. Pamiętam to, ponieważ
prosi o to każdego dnia już od jakiegoś roku. Otworzyliśmy tę
kawiarenkę od razu, gdy wyprowadziliśmy się z domu dziecka. Nasze
kiepskie wykształcenie, a słabość do gotowania i
eksperymentowania w kuchni sprowadziła nas na te tory. Kilka osób
od razu zainteresowało się naszym lokalem i regularnie go odwiedza.
-
Mamy jakieś zlecenie dla New Green Corporation i muszę przygotować
projekt – usłyszałam jego głos zza pleców i akurat skończyłam
nalewać jego kawę. - Mam być w biurze najpóźniej o 8.30 –
dodał, a ja ukradkiem spojrzałam na zegar wiszący na ścianie
przede mną.
8.12.
-
No to powodzenia – powiedziałam i postawiłam tekturowy kubek
przed nim.
-
Dzięki, postaram się.
Wróciłam
na tyły i zabrałam dwa pączki. Włożyłam je do kolorowego
pudełka i postawiłam obok jego latte.
-
Smacznego i miłego dnia! - krzyknęłam za nim gdy już zaczął
zmierzać w stronę wyjścia.
Nagle
przy mnie zmaterializował się Liam. Bob odwrócił się przez
ramię.
-
Masz świetną dziewczynę! - powiedział Bobbie i uśmiechnął się.
- Szczęścia wam życzę!
-
Dzięki! - odezwał się Payne. - Na pewno nam się przyda!
-
Do zobaczenia!
Bob
wyszedł na zewnątrz. Odwróciłam się do chłopaka i spojrzałam
mu w oczy, co z powodu mojego niskiego wzrostu było wyzwaniem.
Zatopiłam się w jego tęczówkach.
-
Jak to się stało, że mamy takie wspaniałe życie, a jeszcze
niedawno mieliśmy problem z tym cholernym przezroczystym czymś
wypływającym każdego wieczoru z twoich oczu... - zaakcentował
ostatnie słowa i przekrzywił delikatnie głowę. - To dobrze, że
tamte czasy minęły. Nie lubię kiedy płaczesz.
Jak
na złość losowi w moim oku zakręciła się pojedyncza łza, która
po chwili znalazła się na dotychczas suchej powierzchni mojego
policzka.
-
Robisz to specjalnie? - spytał smutnym głosem.
Zaśmiałam
się przez łzy.
-
Nie chcę tego pamiętać – powiedziałam.
-
Nie będziesz musiała – zapewnił mnie.
-
No to mnie nie prowokuj – uśmiechnęłam się słabo.
Złożył
na moich ustach delikatny pocałunek i powiedział:
-
Nie mam najmniejszego zamiaru.
~*~
-
Bo wiesz co? - zagadał mnie. - Jest taki okres w życiu człowieka,
w którym nie chce nam się nic.
-
Teraz jest ten czas? - spytałam.
Spojrzał
na mnie i uśmiechnął się.
-
Tak – odpowiedział. - Chyba teraz.
Zawtórowałam
mu śmiechem i przytuliłam do jego boku.
-
Więc niech nam się nudzi jak najdłużej, bo to nam wychodzi
najlepiej.
I
tak we wspólnych nudach przetrwaliśmy całe życie.
______________________________________________________________________
Wyszedł trochę długi, ale mam nadzieję, że się podobał :)
Liczę na wasze opinie ♥
Kocham i pozdrawiam.
~A
awwwww.... super!!! :* Jest mi trochę smutno bo ta dedyka była dodana do komentarza od Niallowej, a nie od Agan. I myślałam, że zadedykujesz ją mi, a nie mojej przyjaciółce, już się tak jarałam tym,że dostanę dedyczkę, ale mimo to się cieszę :D
OdpowiedzUsuńOby tak dalej /Niallowa :*
Bo to nie ta autorka . Ale Natalia napewno zadedykuję ci kolejnego imagina . ♥
UsuńOj tam nie przejmuj się tą wyżej :P
OdpowiedzUsuńDziękuję ci bardzo bardzo :*
Kocham cię Agan :*
Nie ma za co :*
UsuńCzytasz tego bloga i komentujesz bardzo często z czego się bardzo cieszę i dziekuję ♥ /Ola
34 yr old Structural Engineer Perry Govan, hailing from Nova Scotia enjoys watching movies like Class Act and Parkour. Took a trip to Shark Bay and drives a Alfa Romeo Tipo 256 Cabriolet Sportivo. pomocne strony
OdpowiedzUsuń