Dedykacja dla Natalii, Ani, Oli i Żanety ♥
Siedziałam
tak, bezcelowo przeglądając twittera, gdy nagle usłyszałam
stukanie w okno. Zwróciłam swój wzrok na to miejsce i ujrzałam
uśmiechniętego od ucha do ucha Louisa. Pomachał mi i wskazał
palcem w stronę drzwi wejściowych. Szybko zdjęłam komputer z
kolan i pobiegłam otworzyć. W drzwiach przywitał mnie z rękami w
kieszeniach i przygryzioną wargą. Zarumieniłam się, co nie
umknęło jego uwadze.
-
Cześć, piękna. - powiedział, a moje policzki stały się jeszcze
bardziej czerwone. - Chyba nie usłyszałaś jak pukałem, więc
musiałem wymyślić coś innego.
- Byłam
zajęta. - odparłam i zrobiłam mu miejsce w drzwiach, aby mógł
wejść do środka. - Która jest tak w ogóle godzina? - spytałam
lekko spanikowana.
Miałam
skłonności do przegapiania różnych spotkań.
Patrzyłam
jak Lou siada wygodnie na kanapie i poklepuje ręką miejsce obok,
zapraszając mnie do siebie.
- Mamy
jeszcze dużo czasu, skarbie. - odpowiedział z rozbawieniem. -
Przyszedłem trochę wcześniej.
Mimowolnie
się uśmiechnęłam. Rozłożyłam się na kanapie kładąc głowę
na jego torsie i wsłuchując się w przyspieszone bicie jego serca.
Objął mnie ramieniem i zatopił usta w moich włosach. Trwaliśmy w
tej pozycji dobrych kilka minut, kiedy Louis postanowił przerwać
panującą między nami ciszę.
- Nie
sądzisz, że powinniśmy coś ze sobą zrobić?
- To
znaczy? - odwróciłam głowę tak, żebym mogła na niego swobodnie
patrzeć. - Co masz na myśli?
- Chyba
powinniśmy wyjaśnić sobie co tak naprawdę do siebie czujemy. -
przez jego twarz przedzierał się delikatny uśmiech. - Nie wiem jak
ty, ale ja na przykład cię kocham. - dotknął wierzchem dłoni
mojego policzka nie przestając patrzeć mi w oczy.
- Ja
też cię kocham. - powiedziałam i w tym momencie Lou złożył na
moich ustach delikatny pocałunek. Czułam jak się uśmiecha. Był
szczęśliwy, tak samo zresztą jak ja.
-
Eeee... Chyba trafiliśmy pod niewłaściwy adres. - naszą chwilę
przerwał znajomy mi głos.
Oderwaliśmy
się od siebie i spojrzeliśmy w tamtą stronę. W moim salonie stało
co najmniej z dziesięć osób i każda z nich przypatrywała się
nam. Z przodu stała Patty i szczerzyła się do nas. Oblałam się
rumieńcem i schowałam twarz w koszulę Louisa. Pochylił się do
mojego ucha i szepnął.
- Tego
się nie spodziewałem.
Zaczęliśmy
się we dwójkę cicho śmiać. Pocałował mnie jeszcze raz w czubek
głowy, ale ja nie zamierzałam siąść prosto.
- No o
to bym was nie podejrzewała. - powiedziała Patty.
-
Szczerze to wiesz co, ja też nie. - klatka piersiowa Lou zadrżała
lekko, gdy wypowiadał te słowa. Wtuliłam się w niego mocniej i
poczułam jak odnajduje moją dłoń i splata ze sobą nasze palce. W
pokoju rozległo się kilka „uuuuu” wypadających raczej z ust
facetów. Postanowiłam wreszcie przerwać to wszystko i powoli się
podniosłam. Pozwoliłam ramieniu Tomlinsona spocząć na moim
własnym. Poprawiłam wolną ręką włosy i spojrzałam na nasz
tłum. Wystawiłam do nich język i uśmiechnęłam się zwycięsko.
- Może
jakieś wytłumaczenia? - odezwał się z tyłów Scott. - Od dawna
się przed nami ukrywacie?
Spojrzeliśmy
z Louisem po sobie i on zdecydował się zabrać głos.
- W
zasadzie to od kilku godzin.
Uderzył
mnie opuszkiem palca w czubek nosa i pokazał rządek bielutkich
ząbków.
- No,
to wszystko wyjaśnia. - Scott pokręcił głową z niedowierzaniem.
- No
dobra, wyjaśniliśmy sobie wszystko to teraz możemy się czymś
zająć. - wstałam szybko i uciekłam do kuchni. - Co pijecie? Kawę,
herbatę, jakiś sok czy nie wiem? - krzyknęłam grzebiąc w
szafkach w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego do picia.
Stanęłam
na palcach, żeby dosięgnąć wysoko postawionej puszki z kawą i
poczułam czyjeś silne ramiona łapiące mnie w talii i unoszące
moje niezbyt wysokie ciało w górę. Złapałam potrzebny przedmiot
i zostałam odstawiona na ziemię. Lou objął mnie rękami i oparł
się brodą o moje ramię.
-
Siedem kaw, trzy soki pomarańczowe i jedną herbatę owocową. -
powiedział niewyraźnie i otarł się nosem o moją szyję, przez co
przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
Odwrócił
mnie zwinnie w swoją stronę i pocałował. Ten zacięty pojedynek
przerwała gotująca się w czajniku woda. Oderwałam się od
chłopaka i wróciłam do poprzedniej czynności.
-
Pomożesz mi? - spytałam rozbawionego Louisa, który stał obok mnie
oparty o blat i patrzył na moje poczynania. - Sama sobie nie
poradzę, kochanie. - dodałam.
Wziął
ode mnie połowę z kubków i postawił je na drugiej tacy. Pocałował
mnie przelotnie w policzek i zniknął za drzwiami salonu. Podążyłam
za nim i postawiłam napoje na stoliku. Usiadłam obok niego na
wielkim narożniku i wtuliłam w jego ciepłe ciało.
-
Ludzie, to znaczy, że aktywujemy nasz stary skład? - wypalił
Martin.
-
Taaak! - wykrzyknęliśmy wszyscy jak na komendę.
-
Fajnie jest się z wami spotkać. - powiedziałam. - A tak ogólnie,
macie jakieś pomysły, gdzie moglibyśmy pójść?
-
Wiesz, myśleliśmy, że można by było odwiedzić nasz stadion. -
Fiffie porozumiała się ze wszystkimi jednym spojrzeniem.
- W
sumie czemu nie? - upiłam trochę swojej kawy.
- Taaak
– zaśmiał się Lou. - Posiedzimy, powspominamy.
Wszystkim
udzielił się jego humor.
-
Poopowiadacie co tam u was. - powiedział Scott patrząc na nas
złączonych w szczelnym uścisku. - Chyba dużo nas ominęło.
- Oj,
nawet nie wiesz ile. - odpowiedział mu Louis.
~*~
- No i
[T.I.] wygrała. A potem mieliśmy we dwójkę fajną imprezkę. -
Lou zakończył opowiadanie historii, kiedy to ja wygrałam wyścigi
konne i on był ze mnie bardzo dumny.
Szliśmy
alejką i zdawaliśmy relację z tych wszystkich straconych lat,
przez które nie widywaliśmy się wcale. Dłoń mojego chłopaka
spleciona razem z moją kołysały się w równym rytmie, gdy
spacerowaliśmy blisko siebie. Będziemy musieli nadrobić wiele
spędzonych razem dni.
- Nie
ma to jak pidżama-party z jakimś dobrym horrorem na dobranoc. -
skomentowałam. - Nie mogłam spać sama przez tydzień!
- A mi
się podobało bycie twoim aniołem stróżem. - powiedział Lou i
pocałował mnie w policzek.
-
Aww... Nie mogę się na was napatrzeć. - rozczulała się Patty. -
Jak to się stało? Przecież byliście tylko przyjaciółmi...
-
Pozory mylą, moja droga. - wtrącił się Martin.
Louis
ścisnął moją dłoń mocniej.
W
dobrych humorach dotarliśmy do celu naszej małej wycieczki. Przed
nami rozciągało się ogromne boisko do piłki nożnej otoczonej z
zewnątrz bieżnią, a po obu jego końcach znajdowały się boiska
do siatkówki i tenisa. Ten kompleks nazywany przez nas stadionem był
naszym ulubionym miejscem, do którego przychodziliśmy niegdyś po
szkole.
Usiedliśmy
na małych trybunach zajmując połowę z nich. Przyglądaliśmy się
ludziom, którzy biegli już któreś kółko z kolei ćwicząc swoją
formę. Zastanowiłam się nad tym i stwierdziłam, że ja bym tak
nie umiała. Wstawać codziennie rano i iść biegać. Po południu –
biegać. Wieczorem – biegi. To nie dla mnie. Ciszę przerwał
dzwonek telefonu. Louis sięgnął do kieszeni i wyjął swój
telefon. Jego źrenice rozszerzyły się, gdy spojrzał na
wyświetlacz. Drżącą ręką przyłożył komórkę do ucha.
- Halo?
Jego
głos się łamał. Patrzył tępo w jeden punkt odcinając się od
rzeczywistości i skupiając na swoim rozmówcy.
-
Kiedy?
Zapytał
słabym głosem, a w jego oku można było dostrzec zbierające się
łzy. Zamrugał kilkakrotnie przyswajając zdobyte informacje. Nigdy
nie widziałam go w takim stanie. Coś musiało się stać. Jego ręka
zrobiła się wiotka jak galareta. Wypuścił trzymany w niej
telefon, który rozbił się o twardą powierzchnię, a każdy jego
element leżał osobno.
-
Lou... - zaczęłam cicho pocierając jego ramię. On nie okazywał
żadnych oznak świadomości. - Louis? Coś się stało? - szeptałam.
Nie
odzywał się, a jego wargi drżały. Przełknął głośno ślinę i
odwrócił się w moją stronę. Po jego policzkach spływały łzy.
Nie mógł wydusić z siebie żadnego słowa. Zmniejszył odległość
i wtulił się we mnie mocno. Głaskałam go delikatnie po plecach
pozwalając mu odreagować. Jego ciało co chwila podskakiwało lekko
od krótkich, urywanych oddechów, spowodowanych nagłą rozpaczą.
Po dłuższym czasie powoli wyplątał się z mojego uścisku i
spojrzał mi w oczy. Dotknął dłonią mojego policzka.
- Lou,
co się stało? - spytałam zatroskana i smutna.
Nie
potrafiłam patrzeć jak cierpi. Gdy on się smucił, ja robiłam to
samo. Byliśmy tym ze sobą ściśle powiązani i dlatego nie
potrafilibyśmy żyć bez siebie. Poczułam kilka kropel spływających
po mojej twarzy. Louis przyłożył czoło do mojego i zamknął
oczy. Ja także. Wymienialiśmy się pojedynczymi oddechami. Nie
mogłam tak trwać w niepewności.
- Lou,
powiedz, proszę... - łkałam.
-
[T.I.]... - powiedział cicho oddalając się troszkę ode mnie, aby
móc spojrzeć mi w oczy. - Obiecaj, że mnie nie zostawisz.
-
Dlaczego miałabym cię zostawiać? - zapytałam lekko spanikowana. -
Kto do ciebie dzwonił? Co tu się dzieje?
-
[T.I.], moi rodzice zostali zamordowani. - powiedział, a moje ciało
przeszedł zimny dreszcz.
Nobody
said it would be rosy
________________________________________________________________________________
Witam was kochani ♥
Dzisiaj druga część Lou :D Spodziewaliście się takiego czegoś?
Liczę na wasze opinie ♥
Mam teraz sporo pomysłów i nie wiem od którego mam zacząć...
Postaram się zrealizować wszystkie :)
Kilka spraw:
1. Nie wiem, czy będę pisać drugą część Nialla (była przewidziana tylko jedna), ale jeśli znajdę czas to może...
2. Moje imaginy będą się pojawiać teraz trochę rzadziej, bo mam mało wolnego czasu, wszystkie poprawy, sprawdziany, koniec roku, a przede wszystkim w moim domu jest malutkie dziecko, przy którym trochę roboty jest... Jednak znajduję czas na pisanie i wychodzą lepsze i gorsze prace ;) Tak więc teraz na tym blogu częściej pojawiać się będą imaginy Natalii :)
3. Następnego imagina postanowiłam zadedykować jednej z was - czytelniczek. Zostawiajcie komentarze, a docenię was dedykiem ♥
To tyle spraw, a ja jak zwykle
Kocham i pozdrawiam.
~A
PS Moje wypracowanie z polskiego otrzymało pozytywną ocenę (lepszą niż bym się spodziewała) więc jestem z niego zadowolona :D
O, i następnym razem "mniej spraw osobistych" ;D Haha ♥
WOW!!! SUPER JEST TEN IMAGIN!
OdpowiedzUsuńWidzę, że zmieniłaś wizerunek bloga, naprawdę wygląda super :*/Niallowa
Zapraszam do mnie
http://just-you-and-one-direction.blogspot.com/