j

j

piątek, 7 czerwca 2013

#32 Louis | cz.2


Dedykacja dla Natalii, Ani, Oli i Żanety ♥


Siedziałam tak, bezcelowo przeglądając twittera, gdy nagle usłyszałam stukanie w okno. Zwróciłam swój wzrok na to miejsce i ujrzałam uśmiechniętego od ucha do ucha Louisa. Pomachał mi i wskazał palcem w stronę drzwi wejściowych. Szybko zdjęłam komputer z kolan i pobiegłam otworzyć. W drzwiach przywitał mnie z rękami w kieszeniach i przygryzioną wargą. Zarumieniłam się, co nie umknęło jego uwadze.
- Cześć, piękna. - powiedział, a moje policzki stały się jeszcze bardziej czerwone. - Chyba nie usłyszałaś jak pukałem, więc musiałem wymyślić coś innego.
- Byłam zajęta. - odparłam i zrobiłam mu miejsce w drzwiach, aby mógł wejść do środka. - Która jest tak w ogóle godzina? - spytałam lekko spanikowana.
Miałam skłonności do przegapiania różnych spotkań.
Patrzyłam jak Lou siada wygodnie na kanapie i poklepuje ręką miejsce obok, zapraszając mnie do siebie.
- Mamy jeszcze dużo czasu, skarbie. - odpowiedział z rozbawieniem. - Przyszedłem trochę wcześniej.
Mimowolnie się uśmiechnęłam. Rozłożyłam się na kanapie kładąc głowę na jego torsie i wsłuchując się w przyspieszone bicie jego serca. Objął mnie ramieniem i zatopił usta w moich włosach. Trwaliśmy w tej pozycji dobrych kilka minut, kiedy Louis postanowił przerwać panującą między nami ciszę.
- Nie sądzisz, że powinniśmy coś ze sobą zrobić?
- To znaczy? - odwróciłam głowę tak, żebym mogła na niego swobodnie patrzeć. - Co masz na myśli?
- Chyba powinniśmy wyjaśnić sobie co tak naprawdę do siebie czujemy. - przez jego twarz przedzierał się delikatny uśmiech. - Nie wiem jak ty, ale ja na przykład cię kocham. - dotknął wierzchem dłoni mojego policzka nie przestając patrzeć mi w oczy.
- Ja też cię kocham. - powiedziałam i w tym momencie Lou złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Czułam jak się uśmiecha. Był szczęśliwy, tak samo zresztą jak ja.
- Eeee... Chyba trafiliśmy pod niewłaściwy adres. - naszą chwilę przerwał znajomy mi głos.
Oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy w tamtą stronę. W moim salonie stało co najmniej z dziesięć osób i każda z nich przypatrywała się nam. Z przodu stała Patty i szczerzyła się do nas. Oblałam się rumieńcem i schowałam twarz w koszulę Louisa. Pochylił się do mojego ucha i szepnął.
- Tego się nie spodziewałem.
Zaczęliśmy się we dwójkę cicho śmiać. Pocałował mnie jeszcze raz w czubek głowy, ale ja nie zamierzałam siąść prosto.
- No o to bym was nie podejrzewała. - powiedziała Patty.
- Szczerze to wiesz co, ja też nie. - klatka piersiowa Lou zadrżała lekko, gdy wypowiadał te słowa. Wtuliłam się w niego mocniej i poczułam jak odnajduje moją dłoń i splata ze sobą nasze palce. W pokoju rozległo się kilka „uuuuu” wypadających raczej z ust facetów. Postanowiłam wreszcie przerwać to wszystko i powoli się podniosłam. Pozwoliłam ramieniu Tomlinsona spocząć na moim własnym. Poprawiłam wolną ręką włosy i spojrzałam na nasz tłum. Wystawiłam do nich język i uśmiechnęłam się zwycięsko.
- Może jakieś wytłumaczenia? - odezwał się z tyłów Scott. - Od dawna się przed nami ukrywacie?
Spojrzeliśmy z Louisem po sobie i on zdecydował się zabrać głos.
- W zasadzie to od kilku godzin.
Uderzył mnie opuszkiem palca w czubek nosa i pokazał rządek bielutkich ząbków.
- No, to wszystko wyjaśnia. - Scott pokręcił głową z niedowierzaniem.
- No dobra, wyjaśniliśmy sobie wszystko to teraz możemy się czymś zająć. - wstałam szybko i uciekłam do kuchni. - Co pijecie? Kawę, herbatę, jakiś sok czy nie wiem? - krzyknęłam grzebiąc w szafkach w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego do picia.
Stanęłam na palcach, żeby dosięgnąć wysoko postawionej puszki z kawą i poczułam czyjeś silne ramiona łapiące mnie w talii i unoszące moje niezbyt wysokie ciało w górę. Złapałam potrzebny przedmiot i zostałam odstawiona na ziemię. Lou objął mnie rękami i oparł się brodą o moje ramię.
- Siedem kaw, trzy soki pomarańczowe i jedną herbatę owocową. - powiedział niewyraźnie i otarł się nosem o moją szyję, przez co przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
Odwrócił mnie zwinnie w swoją stronę i pocałował. Ten zacięty pojedynek przerwała gotująca się w czajniku woda. Oderwałam się od chłopaka i wróciłam do poprzedniej czynności.
- Pomożesz mi? - spytałam rozbawionego Louisa, który stał obok mnie oparty o blat i patrzył na moje poczynania. - Sama sobie nie poradzę, kochanie. - dodałam.
Wziął ode mnie połowę z kubków i postawił je na drugiej tacy. Pocałował mnie przelotnie w policzek i zniknął za drzwiami salonu. Podążyłam za nim i postawiłam napoje na stoliku. Usiadłam obok niego na wielkim narożniku i wtuliłam w jego ciepłe ciało.
- Ludzie, to znaczy, że aktywujemy nasz stary skład? - wypalił Martin.
- Taaak! - wykrzyknęliśmy wszyscy jak na komendę.
- Fajnie jest się z wami spotkać. - powiedziałam. - A tak ogólnie, macie jakieś pomysły, gdzie moglibyśmy pójść?
- Wiesz, myśleliśmy, że można by było odwiedzić nasz stadion. - Fiffie porozumiała się ze wszystkimi jednym spojrzeniem.
- W sumie czemu nie? - upiłam trochę swojej kawy.
- Taaak – zaśmiał się Lou. - Posiedzimy, powspominamy.
Wszystkim udzielił się jego humor.
- Poopowiadacie co tam u was. - powiedział Scott patrząc na nas złączonych w szczelnym uścisku. - Chyba dużo nas ominęło.
- Oj, nawet nie wiesz ile. - odpowiedział mu Louis.

~*~

- No i [T.I.] wygrała. A potem mieliśmy we dwójkę fajną imprezkę. - Lou zakończył opowiadanie historii, kiedy to ja wygrałam wyścigi konne i on był ze mnie bardzo dumny.
Szliśmy alejką i zdawaliśmy relację z tych wszystkich straconych lat, przez które nie widywaliśmy się wcale. Dłoń mojego chłopaka spleciona razem z moją kołysały się w równym rytmie, gdy spacerowaliśmy blisko siebie. Będziemy musieli nadrobić wiele spędzonych razem dni.
- Nie ma to jak pidżama-party z jakimś dobrym horrorem na dobranoc. - skomentowałam. - Nie mogłam spać sama przez tydzień!
- A mi się podobało bycie twoim aniołem stróżem. - powiedział Lou i pocałował mnie w policzek.
- Aww... Nie mogę się na was napatrzeć. - rozczulała się Patty. - Jak to się stało? Przecież byliście tylko przyjaciółmi...
- Pozory mylą, moja droga. - wtrącił się Martin.
Louis ścisnął moją dłoń mocniej.
W dobrych humorach dotarliśmy do celu naszej małej wycieczki. Przed nami rozciągało się ogromne boisko do piłki nożnej otoczonej z zewnątrz bieżnią, a po obu jego końcach znajdowały się boiska do siatkówki i tenisa. Ten kompleks nazywany przez nas stadionem był naszym ulubionym miejscem, do którego przychodziliśmy niegdyś po szkole.
Usiedliśmy na małych trybunach zajmując połowę z nich. Przyglądaliśmy się ludziom, którzy biegli już któreś kółko z kolei ćwicząc swoją formę. Zastanowiłam się nad tym i stwierdziłam, że ja bym tak nie umiała. Wstawać codziennie rano i iść biegać. Po południu – biegać. Wieczorem – biegi. To nie dla mnie. Ciszę przerwał dzwonek telefonu. Louis sięgnął do kieszeni i wyjął swój telefon. Jego źrenice rozszerzyły się, gdy spojrzał na wyświetlacz. Drżącą ręką przyłożył komórkę do ucha.
- Halo?
Jego głos się łamał. Patrzył tępo w jeden punkt odcinając się od rzeczywistości i skupiając na swoim rozmówcy.
- Kiedy?
Zapytał słabym głosem, a w jego oku można było dostrzec zbierające się łzy. Zamrugał kilkakrotnie przyswajając zdobyte informacje. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Coś musiało się stać. Jego ręka zrobiła się wiotka jak galareta. Wypuścił trzymany w niej telefon, który rozbił się o twardą powierzchnię, a każdy jego element leżał osobno.
- Lou... - zaczęłam cicho pocierając jego ramię. On nie okazywał żadnych oznak świadomości. - Louis? Coś się stało? - szeptałam.
Nie odzywał się, a jego wargi drżały. Przełknął głośno ślinę i odwrócił się w moją stronę. Po jego policzkach spływały łzy. Nie mógł wydusić z siebie żadnego słowa. Zmniejszył odległość i wtulił się we mnie mocno. Głaskałam go delikatnie po plecach pozwalając mu odreagować. Jego ciało co chwila podskakiwało lekko od krótkich, urywanych oddechów, spowodowanych nagłą rozpaczą. Po dłuższym czasie powoli wyplątał się z mojego uścisku i spojrzał mi w oczy. Dotknął dłonią mojego policzka.
- Lou, co się stało? - spytałam zatroskana i smutna.
Nie potrafiłam patrzeć jak cierpi. Gdy on się smucił, ja robiłam to samo. Byliśmy tym ze sobą ściśle powiązani i dlatego nie potrafilibyśmy żyć bez siebie. Poczułam kilka kropel spływających po mojej twarzy. Louis przyłożył czoło do mojego i zamknął oczy. Ja także. Wymienialiśmy się pojedynczymi oddechami. Nie mogłam tak trwać w niepewności.
- Lou, powiedz, proszę... - łkałam.
- [T.I.]... - powiedział cicho oddalając się troszkę ode mnie, aby móc spojrzeć mi w oczy. - Obiecaj, że mnie nie zostawisz.
- Dlaczego miałabym cię zostawiać? - zapytałam lekko spanikowana. - Kto do ciebie dzwonił? Co tu się dzieje?
- [T.I.], moi rodzice zostali zamordowani. - powiedział, a moje ciało przeszedł zimny dreszcz.


Nobody said it would be rosy

________________________________________________________________________________

Witam was kochani ♥
Dzisiaj druga część Lou :D Spodziewaliście się takiego czegoś?
Liczę na wasze opinie ♥
Mam teraz sporo pomysłów i nie wiem od którego mam zacząć...
Postaram się zrealizować wszystkie :)
Kilka spraw:
1. Nie wiem, czy będę pisać drugą część Nialla (była przewidziana tylko jedna), ale jeśli znajdę czas to może...
2. Moje imaginy będą się pojawiać teraz trochę rzadziej, bo mam mało wolnego czasu, wszystkie poprawy, sprawdziany, koniec roku, a przede wszystkim w moim domu jest malutkie dziecko, przy którym trochę roboty jest... Jednak znajduję czas na pisanie i wychodzą lepsze i gorsze prace ;) Tak więc teraz na tym blogu częściej pojawiać się będą imaginy Natalii :)
3. Następnego imagina postanowiłam zadedykować jednej z was - czytelniczek. Zostawiajcie komentarze, a docenię was dedykiem ♥
To tyle spraw, a ja jak zwykle
Kocham i pozdrawiam.
                                                                                                                                       ~A
PS Moje wypracowanie z polskiego otrzymało pozytywną ocenę (lepszą niż bym się spodziewała) więc jestem z niego zadowolona :D
O, i następnym razem "mniej spraw osobistych" ;D Haha ♥

1 komentarz:

  1. WOW!!! SUPER JEST TEN IMAGIN!
    Widzę, że zmieniłaś wizerunek bloga, naprawdę wygląda super :*/Niallowa
    Zapraszam do mnie
    http://just-you-and-one-direction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń