Przekręciłam
się na drugi bok i znów spróbowałam zasnąć. Nie dało się.
Warknęłam pod nosem i podniosłam się do siadu. Wzięłam głęboki
wdech i wstałam z łóżka. Podeszłam do okna, aby... sama nie wiem
po co. Odsłoniłam rolety, wpuszczając do pomieszczenia trochę
porannego światła. Było go niewiele zważając na wczesną porę.
Parę razy zastanawiałam się po co zasłaniam otwarte na oścież
skrzydło okienne skoro i tak nic to nie daje. Jednak moje rozważania
zawsze przerywał nawyk. Tak więc wystawiłam głowę na przyjemnie
chłodne, rześkie powietrze i dzięki temu kontrastowi z gorącą,
wręcz przytłaczająco gęstą, mieszaniną życia w moim pokoju,
zaczęły napływać do mnie różnorakie pomysły co by tu zrobić o
czwartej rano skoro i tak nie uda mi się już zasnąć. Wychyliłam
się jeszcze dalej podtrzymując się parapetu, aby przypadkiem
niekontrolowanie nie zlecieć, bo upadek z wysokości pierwszego
piętra mojego domku byłby i tak na pewno dosyć bolesny.
Rozejrzałam się po okolicy zerkając przy okazji na opustoszały
chodnik. Tak jak mogłam się spodziewać – ani żywej duszy,
wszyscy śpią, tylko szalona [T.I.] najwidoczniej czeka na jakiś
cud i liczy, że będzie miała do kogo otworzyć buzię. Lampy
uliczne zgasły, a na horyzoncie pojawiła się słaba poświata
wschodzącego Słońca. Przypomniała mi się co najmniej dziwna
sytuacja z wczorajszego wieczoru. Chyba tylko dla uspokojenia samej
siebie zerknęłam na fragment ulicy pod tą feralną latarnią i
chyba się przeliczyłam. Co ja sobie myślałam? Że zobaczę to
sportowe czarne auto zaparkowane w tym samym miejscu i tego samego
przystojnego bruneta uśmiechającego się do mnie swoim chytrym
uśmieszkiem dopełnionym nikłym blaskiem w jego błękitno-szarych
tęczówkach? Musiałam być nieźle pokręcona. Zwłaszcza jeśli
przez chłopaka poznanego niecały dzień wcześniej nie mogłam
zasnąć. Lecz to co zrobił mojej przyjaciółce spowodowało, że
zaczęłam bać się go jeszcze bardziej. Co, co, co? Bać? Z
opowiadań [I.T.P] można było wywnioskować, że ten człowiek mógł
uciec z psychiatryka. Ale ten z pozoru odstraszający detal
przyciągał mnie do niego jeszcze bardziej. Pragnęłam dowiedzieć
się o nim wszystkiego. Poznać jego skrywane tajemnice i choć na
chwilę zamieszkać w jego niezwykle przerażającym życiu. Brzmi
głupio, fakt, ale to nie znaczy, że nie mogłam spróbować. Taak,
szalona [T.I.].
Odepchnęłam
się od gładkiej powierzchni parapetu i wybiegłam ze swojego
pokoju. W takim samym tempie pokonałam co drugi lub trzeci schodek i
wpadłam do kuchni. Otworzyłam matowe drzwiczki srebrnej lodówki,
wyciągając gdzieś z jej głębi karton mleka. Na tekturze
wydrukowane zostały białe i czerwone kształty nie przypominające
niczego konkretnego. Zza rogu opakowania wystawała łaciata krowa
śmiejąca się chyba z własnej głupoty. Odkręciłam mały,
czerwony korek i wypiłam kilka łyków oryginalnego płynu, który
momentalnie ochłodził moje gardło, może nawet zbyt szybko.
Odstawiłam go na miejsce zamykając chłodziarkę z cichym
klapnięciem. Odchrząknęłam postanawiając nie komentować swojego
dziwnego zachowania. Spojrzałam na zdjęcie wiszące na
przeciwległej ścianie przedstawiające całą moją rodzinę.
Czasem nadopiekuńczą, ale kochaną mamę, dwie starsze siostry
bliźniaczki, które zawsze robiły wszystkim psikusy, młodszego
brata, tak bardzo znienawidzonego w gronie swoich „niby przyjaciół”
przez to, że miał inną rodzinę i jego – bezwzględnego
ojczyma próbującego zniszczyć więzi, które udało nam się
odbudować po śmierci mojego ojca. Gdy zginął człowiek, który
rozumiał mnie najlepiej nie miałam się do kogo zwrócić. Jednak
przed swoim niefortunnym wypadkiem nauczył mnie wielu rzeczy. Dzięki
niemu dowiedziałam się jakie zamiary wobec nas ma nowy partner
mojej mamy. Nie chciałam wtedy zostawiać swojej bezbronnej rodziny
samej, ale nie miałam wyjścia - musiałam uciekać. Może i
posunęłam się do ostateczności, lecz zapewne to było wtedy
najlepsze rozwiązanie.
Podeszłam
do lekko zniszczonej przez czas fotografii oprawionej w wąską
brązową ramkę i przejechałam palcem po szkle. Westchnęłam cicho
wspominając lata radości z moją prawdziwą rodziną. Chciałabym
wrócić do tamtych chwil...
Nagle
rozległo się pukanie. Wzdrygnęłam się i odwróciłam w stronę
nietypowego dźwięku. Do okna od zewnątrz przyklejona była mała
karteczka. Niepewnym krokiem ruszyłam się z miejsca i wyjrzałam
przez okno, którego ramy były fachowo okryte okleiną do bólu
przypominającą prawdziwe drewno. Wyjrzałam przez nie, lecz nie
zobaczyłam niczego nadzwyczajnego. Odczepiłam biały kawałek
papieru wraz z przezroczystą taśmą i odczytałam napisane
niezgrabnie kilka słów.
Do
zobaczenia za 10 sekund w twoim salonie.
Przyznam,
że to było naprawdę dziwne. Wyszłam na korytarz z myślą, że
może mój tajemniczy gość miał na myśli, że go wpuszczę.
Przekręciłam zamek i otworzyłam drzwi, jednak za nimi nikogo nie
było. Wzruszyłam tylko ramionami i zamknęłam płytę z powrotem.
Dopiero
teraz dotarła do mnie powaga tej sytuacji. Tak, dopiero. Lecz
bodźce nie przesłały jeszcze do ciała odpowiednich informacji
potrzebnych do tego, bym zaczęła panikować. Minęłam ściankę
oddzielającą przedpokój od salonu i aż podskoczyłam. Oddech
uwiązł mi w gardle a serce na moment przestało bić. Na jasnej,
niedużej kanapie siedział wysoki brunet i bawił się jej obiciem.
Podniósł na mnie swój intensywnie błękitny wzrok, zmieniający
się w granat. Jego usta wykrzywiły się w zadziornym uśmiechu,
niwelowanym nieco przez przygryzanie dolnej wargi. Louis.
Przeczesał palcami swoje misternie ułożone włosy pozbawiając je
jakiegokolwiek ładu. Wstał i począł zmierzać w moim kierunku, a
ja nie ruszyłam się nawet na krok odkąd go zobaczyłam. Zostałam
przytwierdzona do podłogi jakimś niewidzialnym klejem, który
pozwolił mu zbliżyć się do mnie. Zrobił to niewiarygodnie szybko
budząc moje niemałe zdezorientowanie. Spowolnił swoje ruchy, by
przejechać kciukiem po moim drżącym policzku badając jego
fakturę. Błądził wzrokiem gdzieś po mojej twarzy, w czasie gdy
ja obserwowałam jego rozchylające się usta. Dwie malinowe wargi
zostały zwilżone, przez co lśniły się delikatnie. Lekka poświata
porannego światła wpadająca przez okno za Nim odbijała się od
granic jego skórzanej kurtki i poszarpanych, wytartych dżinsów, a
pojedyncze promyki przemykały pomiędzy jego pociemniałymi włosami.
Widzieliście kiedyś anioła? Ja miałam wrażenie, że właśnie
przed nim stoję. Nasze oczy się spotkały, więc byłam zmuszona
walczyć z jego uważnym wzrokiem. Jego tęczówki mieniły się
różnymi odcieniami błękitu i szarości wpadającej w zieleń. Nie
można było się od nich oderwać, to było zbyt silne.
-
Boisz się? - jego hipnotyzujący głos przeszył panującą ciszę,
powodując, że moje ciało przeszedł dreszcz. Czy się bałam?
Zapewne w pewnym stopniu tak, ale moje zainteresowanie jego osobą i
narastająca ciekawość skutecznie to maskowały. Przymrużyłam
oczy obserwując go zdziwionym spojrzeniem spod wachlarza rzęs.
-
Nie – odparłam jeszcze zachrypniętym głosem, który słyszałam
pierwszy raz dzisiejszego dnia, przez co wzdrygnęłam się i
odkaszlnęłam. - Nie – powtórzyłam trochę wyższym tonem,
sprawdzając przy okazji czy wszystko jest już jak należy.
On
zaśmiał się pod nosem kręcąc głową. W tym geście było coś,
co mi się nie spodobało. Ściągnęłam brwi przypatrując się mu
z zaciekawieniem, a on odwzajemniał to uśmiechając się szeroko.
Szczera radość w jego oczach jeszcze nie była tak prawdziwa od
czasu, gdy spotkałam go po raz pierwszy w tej przeklętej lodziarni.
Uśmiechał się promiennie sprawiając, że miękło mi serce.
Dziwne, że taki na pozór przerażający, ale i cholernie przystojny
mężczyzna może być uroczy.
Zrobił
trzy kroki w tył i wyciągnął rękę w moją stronę. Chwyciłam
niepewnie jego dłoń, a on splótł nasze palce wciąż patrząc mi
w oczy. Zaczął się cofać wychodząc tym samym z salonu i kierując
się do drzwi wejściowych. Starał się zachować powagę, lecz
minimalny fragment uśmiechu błąkał się po jego twarzy, przez co
miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Jednak starałam się nie psuć
wytworzonej atmosfery, trzymając swój niewyparzony język za
zębami. Otworzył na oślep drewnianą płytę ukazując mi
jaśniejącą zieloną trawę rosnącą przed moim domem. Promienie
słoneczne odbijały się od szyb i karoserii zaparkowanego po
drugiej stronie ulicy czarnego wozu próbując mnie oślepić.
Zatrzymaliśmy się zaraz za progiem mojego domu, a Lou sięgnął
ręką za mnie zamykając drzwi i przez chwilę mogłam poczuć
ciepło płynące od jego ciała. Nasze twarzy znajdowały się w
bardzo małej odległości od siebie i jeden, niekontrolowany lub
wręcz przeciwnie, ruch mógł połączyć nasze rozedrgane wargi.
Lecz samo poczucie jego oddechu pachnącego wiśniami i cynamonem
napawało mnie radością i wystarczało mi w zupełności.
Ponownie
oddalił się ode mnie i wciąż ze splecionymi dłońmi podążaliśmy
przed siebie. Patrzyłam w jego oczy, które nie wyrażały nic
innego prócz bezgranicznego szczęścia i nutki chytrości.
Spowolnił swoje kroki, by w końcu zatrzymać się całkowicie. O
mało co nie wpadłam na niego rozkojarzona jego świdrującym mnie
wzrokiem. Uśmiech na jego twarzy poszerzył się, a z jego ust
wydobyło się ciche westchnienie. Zaczął obracać się, przez co
stał teraz w miejscu, w którym znajdowałam się ja jeszcze kilka
sekund temu, i odwrotnie. Zastanawiałam się co próbuje zrobić,
gdy poczułam na moich plecach płaską powierzchnię. Starałam się
zorientować, co się stało i doszłam do wniosku, że zostałam
przyciśnięta do boku samochodu bruneta. Zrobił to jednak
zaskakująco delikatnie. Prędzej spodziewałabym się mocnego bólu
w okolicach kręgosłupa niż zwyczajnego chłodu sportowego auta.
Przysunął się bliżej mnie, przylegając do mojego ciała. Objął
mnie w talii i przekrzywił lekko głowę.
-
A może jednak? - spytał, a ja musiałam się wysilić, żeby
przypomnieć sobie o co on właściwie mnie pytał. Oblizał wargi i
przygryzł dolną z nich.
-
Dlaczego miałabym się ciebie bać? - odpowiedziałam pytaniem na
pytanie dziwiąc się. Nie czekając na moje pozwolenie, wpił się w
moje wargi pozbawiając mnie całkowicie świadomości. Bawił się
mną, a ja skutecznie mu się poddawałam. Jednak nie miałam innego
wyjścia. Jemu po prostu nie dało się sprzeciwić.
-
Powinnaś – odparł szeptem, odsuwając się ode mnie z wyraźną
niechęcią. Przejechał kciukiem po moim policzku, obserwując przy
okazji swój ruch.
-
Kim ty jesteś? - to pytanie wypadło niekontrolowanie z moich ust, a
na jego twarzy zagościło zdziwienie i zainteresowanie. Westchnął
cicho i spuścił głowę jak przypuszczam zbierając myśli i
zastanawiając się jak mi odpowiedzieć. Musiał się postarać,
ponieważ oczekiwałam od niego dokładniejszych wyjaśnień.
______________________________________________________________________
Witam Was po mojej długiej nieobecności :)
Przepraszam, że część trzecia pojawia się dopiero teraz, ale zwyczajnie nie miałam na nią ani czasu ani pomysłu. Żywię jednak nadzieję, że podzielicie się ze mną opinią na jej temat ♥ . Przydałaby mi się, aby zacząć pisać kolejną część i tym samym, żeby opublikować ją szybciej ;)
Dziękujemy Wam za ponad 10000 wyświetleń! To niesamowite! ;p
Kocham Was i pozdrawiam ♥
~A
Super część kocham waszego bloga :**
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo dziękujemy i cieszymy się, że się podoba . ♥ I naprawdę wielkie dzięki, że to czytacie, bo mamy w was ogromne wsparcie i motywację do dalszego pisania . ^^ / Natalia ♥
UsuńKiedy daaalej?? <3
OdpowiedzUsuńTo takie... urocze. Jak sam Louis ^^
Czekam i zapraszam do mnie :**
believe-in-1d-imaginy.blogspot.com
Ewa xx