j

j

wtorek, 27 sierpnia 2013

#55 Louis | cz.3



Przekręciłam się na drugi bok i znów spróbowałam zasnąć. Nie dało się. Warknęłam pod nosem i podniosłam się do siadu. Wzięłam głęboki wdech i wstałam z łóżka. Podeszłam do okna, aby... sama nie wiem po co. Odsłoniłam rolety, wpuszczając do pomieszczenia trochę porannego światła. Było go niewiele zważając na wczesną porę. Parę razy zastanawiałam się po co zasłaniam otwarte na oścież skrzydło okienne skoro i tak nic to nie daje. Jednak moje rozważania zawsze przerywał nawyk. Tak więc wystawiłam głowę na przyjemnie chłodne, rześkie powietrze i dzięki temu kontrastowi z gorącą, wręcz przytłaczająco gęstą, mieszaniną życia w moim pokoju, zaczęły napływać do mnie różnorakie pomysły co by tu zrobić o czwartej rano skoro i tak nie uda mi się już zasnąć. Wychyliłam się jeszcze dalej podtrzymując się parapetu, aby przypadkiem niekontrolowanie nie zlecieć, bo upadek z wysokości pierwszego piętra mojego domku byłby i tak na pewno dosyć bolesny. Rozejrzałam się po okolicy zerkając przy okazji na opustoszały chodnik. Tak jak mogłam się spodziewać – ani żywej duszy, wszyscy śpią, tylko szalona [T.I.] najwidoczniej czeka na jakiś cud i liczy, że będzie miała do kogo otworzyć buzię. Lampy uliczne zgasły, a na horyzoncie pojawiła się słaba poświata wschodzącego Słońca. Przypomniała mi się co najmniej dziwna sytuacja z wczorajszego wieczoru. Chyba tylko dla uspokojenia samej siebie zerknęłam na fragment ulicy pod tą feralną latarnią i chyba się przeliczyłam. Co ja sobie myślałam? Że zobaczę to sportowe czarne auto zaparkowane w tym samym miejscu i tego samego przystojnego bruneta uśmiechającego się do mnie swoim chytrym uśmieszkiem dopełnionym nikłym blaskiem w jego błękitno-szarych tęczówkach? Musiałam być nieźle pokręcona. Zwłaszcza jeśli przez chłopaka poznanego niecały dzień wcześniej nie mogłam zasnąć. Lecz to co zrobił mojej przyjaciółce spowodowało, że zaczęłam bać się go jeszcze bardziej. Co, co, co? Bać? Z opowiadań [I.T.P] można było wywnioskować, że ten człowiek mógł uciec z psychiatryka. Ale ten z pozoru odstraszający detal przyciągał mnie do niego jeszcze bardziej. Pragnęłam dowiedzieć się o nim wszystkiego. Poznać jego skrywane tajemnice i choć na chwilę zamieszkać w jego niezwykle przerażającym życiu. Brzmi głupio, fakt, ale to nie znaczy, że nie mogłam spróbować. Taak, szalona [T.I.].
Odepchnęłam się od gładkiej powierzchni parapetu i wybiegłam ze swojego pokoju. W takim samym tempie pokonałam co drugi lub trzeci schodek i wpadłam do kuchni. Otworzyłam matowe drzwiczki srebrnej lodówki, wyciągając gdzieś z jej głębi karton mleka. Na tekturze wydrukowane zostały białe i czerwone kształty nie przypominające niczego konkretnego. Zza rogu opakowania wystawała łaciata krowa śmiejąca się chyba z własnej głupoty. Odkręciłam mały, czerwony korek i wypiłam kilka łyków oryginalnego płynu, który momentalnie ochłodził moje gardło, może nawet zbyt szybko. Odstawiłam go na miejsce zamykając chłodziarkę z cichym klapnięciem. Odchrząknęłam postanawiając nie komentować swojego dziwnego zachowania. Spojrzałam na zdjęcie wiszące na przeciwległej ścianie przedstawiające całą moją rodzinę. Czasem nadopiekuńczą, ale kochaną mamę, dwie starsze siostry bliźniaczki, które zawsze robiły wszystkim psikusy, młodszego brata, tak bardzo znienawidzonego w gronie swoich „niby przyjaciół” przez to, że miał inną rodzinę i jego – bezwzględnego ojczyma próbującego zniszczyć więzi, które udało nam się odbudować po śmierci mojego ojca. Gdy zginął człowiek, który rozumiał mnie najlepiej nie miałam się do kogo zwrócić. Jednak przed swoim niefortunnym wypadkiem nauczył mnie wielu rzeczy. Dzięki niemu dowiedziałam się jakie zamiary wobec nas ma nowy partner mojej mamy. Nie chciałam wtedy zostawiać swojej bezbronnej rodziny samej, ale nie miałam wyjścia - musiałam uciekać. Może i posunęłam się do ostateczności, lecz zapewne to było wtedy najlepsze rozwiązanie.
Podeszłam do lekko zniszczonej przez czas fotografii oprawionej w wąską brązową ramkę i przejechałam palcem po szkle. Westchnęłam cicho wspominając lata radości z moją prawdziwą rodziną. Chciałabym wrócić do tamtych chwil...
Nagle rozległo się pukanie. Wzdrygnęłam się i odwróciłam w stronę nietypowego dźwięku. Do okna od zewnątrz przyklejona była mała karteczka. Niepewnym krokiem ruszyłam się z miejsca i wyjrzałam przez okno, którego ramy były fachowo okryte okleiną do bólu przypominającą prawdziwe drewno. Wyjrzałam przez nie, lecz nie zobaczyłam niczego nadzwyczajnego. Odczepiłam biały kawałek papieru wraz z przezroczystą taśmą i odczytałam napisane niezgrabnie kilka słów.

Do zobaczenia za 10 sekund w twoim salonie.

Przyznam, że to było naprawdę dziwne. Wyszłam na korytarz z myślą, że może mój tajemniczy gość miał na myśli, że go wpuszczę. Przekręciłam zamek i otworzyłam drzwi, jednak za nimi nikogo nie było. Wzruszyłam tylko ramionami i zamknęłam płytę z powrotem.
Dopiero teraz dotarła do mnie powaga tej sytuacji. Tak, dopiero. Lecz bodźce nie przesłały jeszcze do ciała odpowiednich informacji potrzebnych do tego, bym zaczęła panikować. Minęłam ściankę oddzielającą przedpokój od salonu i aż podskoczyłam. Oddech uwiązł mi w gardle a serce na moment przestało bić. Na jasnej, niedużej kanapie siedział wysoki brunet i bawił się jej obiciem. Podniósł na mnie swój intensywnie błękitny wzrok, zmieniający się w granat. Jego usta wykrzywiły się w zadziornym uśmiechu, niwelowanym nieco przez przygryzanie dolnej wargi. Louis. Przeczesał palcami swoje misternie ułożone włosy pozbawiając je jakiegokolwiek ładu. Wstał i począł zmierzać w moim kierunku, a ja nie ruszyłam się nawet na krok odkąd go zobaczyłam. Zostałam przytwierdzona do podłogi jakimś niewidzialnym klejem, który pozwolił mu zbliżyć się do mnie. Zrobił to niewiarygodnie szybko budząc moje niemałe zdezorientowanie. Spowolnił swoje ruchy, by przejechać kciukiem po moim drżącym policzku badając jego fakturę. Błądził wzrokiem gdzieś po mojej twarzy, w czasie gdy ja obserwowałam jego rozchylające się usta. Dwie malinowe wargi zostały zwilżone, przez co lśniły się delikatnie. Lekka poświata porannego światła wpadająca przez okno za Nim odbijała się od granic jego skórzanej kurtki i poszarpanych, wytartych dżinsów, a pojedyncze promyki przemykały pomiędzy jego pociemniałymi włosami. Widzieliście kiedyś anioła? Ja miałam wrażenie, że właśnie przed nim stoję. Nasze oczy się spotkały, więc byłam zmuszona walczyć z jego uważnym wzrokiem. Jego tęczówki mieniły się różnymi odcieniami błękitu i szarości wpadającej w zieleń. Nie można było się od nich oderwać, to było zbyt silne.
- Boisz się? - jego hipnotyzujący głos przeszył panującą ciszę, powodując, że moje ciało przeszedł dreszcz. Czy się bałam? Zapewne w pewnym stopniu tak, ale moje zainteresowanie jego osobą i narastająca ciekawość skutecznie to maskowały. Przymrużyłam oczy obserwując go zdziwionym spojrzeniem spod wachlarza rzęs.
- Nie – odparłam jeszcze zachrypniętym głosem, który słyszałam pierwszy raz dzisiejszego dnia, przez co wzdrygnęłam się i odkaszlnęłam. - Nie – powtórzyłam trochę wyższym tonem, sprawdzając przy okazji czy wszystko jest już jak należy.
On zaśmiał się pod nosem kręcąc głową. W tym geście było coś, co mi się nie spodobało. Ściągnęłam brwi przypatrując się mu z zaciekawieniem, a on odwzajemniał to uśmiechając się szeroko. Szczera radość w jego oczach jeszcze nie była tak prawdziwa od czasu, gdy spotkałam go po raz pierwszy w tej przeklętej lodziarni. Uśmiechał się promiennie sprawiając, że miękło mi serce. Dziwne, że taki na pozór przerażający, ale i cholernie przystojny mężczyzna może być uroczy.
Zrobił trzy kroki w tył i wyciągnął rękę w moją stronę. Chwyciłam niepewnie jego dłoń, a on splótł nasze palce wciąż patrząc mi w oczy. Zaczął się cofać wychodząc tym samym z salonu i kierując się do drzwi wejściowych. Starał się zachować powagę, lecz minimalny fragment uśmiechu błąkał się po jego twarzy, przez co miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Jednak starałam się nie psuć wytworzonej atmosfery, trzymając swój niewyparzony język za zębami. Otworzył na oślep drewnianą płytę ukazując mi jaśniejącą zieloną trawę rosnącą przed moim domem. Promienie słoneczne odbijały się od szyb i karoserii zaparkowanego po drugiej stronie ulicy czarnego wozu próbując mnie oślepić. Zatrzymaliśmy się zaraz za progiem mojego domu, a Lou sięgnął ręką za mnie zamykając drzwi i przez chwilę mogłam poczuć ciepło płynące od jego ciała. Nasze twarzy znajdowały się w bardzo małej odległości od siebie i jeden, niekontrolowany lub wręcz przeciwnie, ruch mógł połączyć nasze rozedrgane wargi. Lecz samo poczucie jego oddechu pachnącego wiśniami i cynamonem napawało mnie radością i wystarczało mi w zupełności.
Ponownie oddalił się ode mnie i wciąż ze splecionymi dłońmi podążaliśmy przed siebie. Patrzyłam w jego oczy, które nie wyrażały nic innego prócz bezgranicznego szczęścia i nutki chytrości. Spowolnił swoje kroki, by w końcu zatrzymać się całkowicie. O mało co nie wpadłam na niego rozkojarzona jego świdrującym mnie wzrokiem. Uśmiech na jego twarzy poszerzył się, a z jego ust wydobyło się ciche westchnienie. Zaczął obracać się, przez co stał teraz w miejscu, w którym znajdowałam się ja jeszcze kilka sekund temu, i odwrotnie. Zastanawiałam się co próbuje zrobić, gdy poczułam na moich plecach płaską powierzchnię. Starałam się zorientować, co się stało i doszłam do wniosku, że zostałam przyciśnięta do boku samochodu bruneta. Zrobił to jednak zaskakująco delikatnie. Prędzej spodziewałabym się mocnego bólu w okolicach kręgosłupa niż zwyczajnego chłodu sportowego auta. Przysunął się bliżej mnie, przylegając do mojego ciała. Objął mnie w talii i przekrzywił lekko głowę.
- A może jednak? - spytał, a ja musiałam się wysilić, żeby przypomnieć sobie o co on właściwie mnie pytał. Oblizał wargi i przygryzł dolną z nich.
- Dlaczego miałabym się ciebie bać? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie dziwiąc się. Nie czekając na moje pozwolenie, wpił się w moje wargi pozbawiając mnie całkowicie świadomości. Bawił się mną, a ja skutecznie mu się poddawałam. Jednak nie miałam innego wyjścia. Jemu po prostu nie dało się sprzeciwić.
- Powinnaś – odparł szeptem, odsuwając się ode mnie z wyraźną niechęcią. Przejechał kciukiem po moim policzku, obserwując przy okazji swój ruch.
- Kim ty jesteś? - to pytanie wypadło niekontrolowanie z moich ust, a na jego twarzy zagościło zdziwienie i zainteresowanie. Westchnął cicho i spuścił głowę jak przypuszczam zbierając myśli i zastanawiając się jak mi odpowiedzieć. Musiał się postarać, ponieważ oczekiwałam od niego dokładniejszych wyjaśnień.
______________________________________________________________________

Witam Was po mojej długiej nieobecności :)
Przepraszam, że część trzecia pojawia się dopiero teraz, ale zwyczajnie nie miałam na nią ani czasu ani pomysłu. Żywię jednak nadzieję, że podzielicie się ze mną opinią na jej temat ♥ . Przydałaby mi się, aby zacząć pisać kolejną część i tym samym, żeby opublikować ją szybciej ;)
Dziękujemy Wam za ponad 10000 wyświetleń! To niesamowite! ;p
Kocham Was i pozdrawiam 
                                                                                                                             ~A

3 komentarze:

  1. Super część kocham waszego bloga :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo dziękujemy i cieszymy się, że się podoba . ♥ I naprawdę wielkie dzięki, że to czytacie, bo mamy w was ogromne wsparcie i motywację do dalszego pisania . ^^ / Natalia ♥

      Usuń
  2. Kiedy daaalej?? <3
    To takie... urocze. Jak sam Louis ^^
    Czekam i zapraszam do mnie :**
    believe-in-1d-imaginy.blogspot.com
    Ewa xx

    OdpowiedzUsuń