j

j

środa, 25 września 2013

#59 Louis | cz.4




Zrobił kilka kroków w tył i zatrzymał się un
ikając za wszelką cenę mojego wzroku. Zaczął się niespokojnie bawić bransoletką na lewym nadgarstku, przygryzając nerwowo wargi. Wziął głęboki oddech i podniósł głowę, patrząc mi w oczy. Nie był już zdenerwowany, co mnie zaskoczyło. Niesamowite, jak w ciągu jednej sekundy potrafił mu się zmienić nastrój. Skąd ja to znam...
Jego usta zadrżały, rozchylając się delikatnie, jakby zaraz spomiędzy nich miały wypłynąć słowa wyjaśnienia, których niewątpliwie od niego oczekiwałam. Jednak tak się nie stało. Zostały one na powrót zamknięte, a po ich strukturze błąkał się delikatny zarys nieśmiałego uśmiechu, spowodowany moją reakcją. W następnej chwili czułam już jego dłoń, opatulającą mój zmarznięty policzek. Nie moja wina, że miałam na sobie tylko krótkie, błękitne spodenki, ledwo wystające zza zbyt dużej, szarej koszulki przedstawiającej dwa serca. Nie miałam czasu na przebieranie się, bo szanowny pan Louis był łaskaw wyciągnąć mnie z mojego ciepłego mieszkanka o wpół do piątej nad ranem. I to jeszcze w normalny chyba tylko dla niego, sposób.
Zmrużyłam oczy i wpatrywałam się w jego własne, w których czaiły się iskierki... szczęścia? Radości?
- Daj mi trochę czasu – wyszeptał.
Zaciągnęłam się powietrzem, gdy wypowiedział te słowa. Sposób, w jaki dźwięk jego anielskiego głosu dobiegał do moich uszu i robił mętlik w mojej głowie był nie do opisania. Chęć wyciągnięcia od niego informacji odeszła, a zastąpiło ją przewracanie się niezidentyfikowanych obiektów w moim brzuchu. Przez te dziwne łaskotki miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
- Zamknij oczy – usłyszałam ponownie z jego ust, więc z przyzwyczajenia spojrzałam na jego twarz, znajdującą się zaskakująco blisko mojej. Widniał na niej szczery uśmiech, a po zewnętrznej stronie oczu uformowały się małe zmarszczki. Wykonałam jego polecenie, nie zastanawiając się długo. Zastanowiłam się, dlaczego chciał, abym to zrobiła. Niby zawsze może chodzić o jakąś niespodziankę, albo coś podobnego, ale gdy ma się do czynienia z Louisem wszystko inne wchodzi w grę.
Uchyliłam powoli powieki, a nie minęło nawet pięć sekund. Wokół mnie panowała nienaganna cisza. Najbardziej dziwne jednak było to, że w pobliżu mnie nie było żywej duszy. Obróciłam się wokół własnej osi, rozglądając się pobieżnie po okolicy, lecz nie dostrzegłam niczego, a raczej nikogo, kto mógłby przykuć moją uwagę. Starałam się usłyszeć czyjeś kroki, bądź cichy oddech, ale nawet to nie było mi dane.
Czarne, połyskujące auto stało na swoim miejscu i nie ruszyło się ani o centymetr. Samotna akacja, rosnąca niedaleko kołysała delikatnie swoimi gałęziami na wietrze. Było spokojnie. Aż za spokojnie.
- Umilasz swoje życie odpychaniem innych?
Momentalnie odwróciłam się w stronę pięknego głosu. Siedział na parapecie mojego domu - o dziwo – na piętrze. Nie byłam pewna jak on mógł się tam dostać, lecz przestraszyłam się, że coś mogłoby się mu stać. W końcu „upadek z wysokości pierwszego piętra byłby i tak na pewno dosyć bolesny”.
Zdanie, które zostało wypowiedziane, nie brzmiało zupełnie jak pytanie. Ściągnęłam brwi, nie rozumiejąc o co może mu chodzić. Przypomniałam sobie zdjęcie, wiszące na ścianie w mojej kuchni. Czyżby ten chłopak wiedział o mnie więcej niż bym przypuszczała?
- To nie tak... - wymknęło się z moich ust, lecz nie pozwolił mi dokończyć.
- Nie wiesz, jak to jest, kiedy musisz uważać na każdym kroku – mówił z grymasem na twarzy, biorąc szybkie, urywane oddechy. Jego głos przepełniony był złością, choć czułam, że starał się to opanować. - Musisz ukrywać wszystko, co robisz, bo wiesz, że nie robisz dobrze, ale nie możesz inaczej. Nie wiesz, ile to ci przysparza kłopotów, ale i tak za wszelką cenę próbujesz ich uniknąć. Moje życie nie jest łatwe.
- Nie – wydusiłam,a on spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem. - To ty nie wiesz, jak bardzo się mylisz.
Zeskoczył z parapetu i zniknął w krzewach pod moimi oknami. Już chciałam biec do niego i sprawdzić, czy nic mu się nie stało, gdy wyszedł z zarośli i podszedł do mnie.
- Prawda – odparł i nie zważając na moją przestrzeń osobistą, której niewątpliwie potrzebowałam, jak każdy inny, zbliżył się do mnie na podobną odległość do tej wcześniejszej. Lustrował wzrokiem moją twarz z bliska, zatrzymując się dłużej na ustach.
- Rozumiem cię lepiej niż ktokolwiek inny.
Czułam jego słodki oddech, który mieszał się z moim. Serce waliło mi jak oszalałe, a ja podziwiałam jego błyszczące tęczówki, które zmieniały swój dotychczasowy kolor, na błękit przechodzący w jaskrawą zieleń. Uwielbiałam, gdy jego oczy szukały odpowiedniej barwy i jednocześnie sprawiały, że byłam szczęśliwa.
- Nie powinnaś się mną interesować – powiedział, co spowodowało niemałe zamieszanie.
Wzbudził w jednej chwili całe moje zdezorientowanie i emocje. Chciałam powiedzieć mu tyle rzeczy, że obawiałam się, że może mi nie wystarczyć czasu, a on po prostu odejdzie i nie da mi dokończyć. Musiałam przekazać mu wszystko, co leżało mi w tej chwili na sercu. Wiedziałam, że nie było to proste, ale nie mogłam pozwolić mu odejść.
- O czym ty mówisz?! Dlaczego?
- Jestem zbyt skomplikowany.
- Ale ja chcę się tobą interesować! Nie mam nikogo innego, kim bym mogła – wykrzykiwałam, wymachując rękami. - Teraz to Ty pokazujesz, że mnie od siebie odpychasz! I gdzie tu twoja szczerość?!
- Nie mówiłem, że nie jestem taki jak ty – szepnął mi do ucha, łapiąc mnie za nadgarstki. - Ale to ty nie wiedziałaś, że jesteś podobna do mnie. Chciałem, żebyś dała mi czas, ale ty najwyraźniej już tego nie potrzebujesz – odsunął się ode mnie, patrząc mi głęboko w oczy. - Jestem zmuszony się z tobą pożegnać.
- Ale ja nie chcę! Czy ty nie rozumiesz, że chcesz mnie zniszczyć?! - rozkleiłam się. - Wreszcie znalazłam kogoś, kto wie co czuję, a teraz mam się już z tym kimś nigdy nie spotkać? To jakiś obłęd!
Zamknął moje usta, czule mnie całując. Nigdy nie znudziłby mi się ten niespodziewany moment, który wybierał tylko on. Dał mi poczucie szczęścia w tak krótkim czasie. Nie chciałam go tracić, choć tak mało o nim wiedziałam. Chciałam dzielić z nim swoje radości i smutki, wzloty i upadki, a najbardziej chciałam, by nie znikał z mojego życia tak szybko, jak się w nim pojawił.
- Widzisz, bo ja myślałem, że wiem o tobie prawie wszystko – szepnął, ponownie odsuwając się na znaczną odległość. - A tu się okazuje, że nawet nie wiem, jak masz na imię.
Uśmiechnął się delikatnie i dotknął opuszkami palców mojego policzka. Cofał się, robiąc powolne kroki, lecz jego ręka była nadal wyciągnięta w moim kierunku. Usłyszałam za sobą ryk silnika i pisk opon, więc przestraszona podskoczyłam w miejscu i zobaczyłam, że sportowy samochód odjeżdża z dużą prędkością i za chwilę znika z pola mojego widzenia. Nie zauważyłam kierowcy przez przyciemniane szyby, ale nie mógł być nim na pewno Louis, stojący aktualnie znacznie dalej niż bym chciała. Ruszyłam się niepewnie, mając ochotę rzucić się biegiem i wpaść mu w ramiona, lecz coś mnie zatrzymało. Mogłam jedynie stawiać niestabilne kroki, prowadzące donikąd. Spojrzałam na niego zdziwiona i zaczęłam panikować, ponieważ ciągle chciałam zatrzymać go przy sobie.
- Jeśli naprawdę chcesz mnie poznać, nie będziesz mnie szukać. Pewnego dnia to ja przyjdę do ciebie i razem będziemy mogli odkryć siebie nawzajem.
Odwrócił się i zaczął iść przed siebie, a po moich policzkach sunęły strumienie gorzkich łez, pozostawiając moją twarz mokrą. Nie dbałam o to. Chciałam go tylko zatrzymać...
- Mam na imię [T.I.]! - krzyknęłam tak mocno, jak tylko potrafiłam, modląc się by mnie usłyszał.
Stanął w miejscu i spojrzał na mnie przez ramię. Z ruchu jego warg mogłam wyczytać słowa, być może dzięki którym nadal jestem przy życiu. Słowa, które dały mi siłę i nadzieję, że pewnego dnia on wróci. Dwa słowa, które oboje rozumiemy lepiej, niż inni.


Kocham Cię”


______________________________________________________________________

Dziękuję Wam za to, że jeszcze tu jesteście i macie cierpliwość ! ;)
Prezentuję Wam chyba ostatnią część Louisa :)
Było mi ciężko z jego kontynuacją, lecz wreszcie się przemogłam i dokończyłam.
Jak Wam się podoba? Spodziewaliście się takiego obrotu akcji? Proszę Was o opinie w komentarzach, ponieważ dają jakiegoś rodzaju siłę do dalszego pisania 
Kocham Was i pozdrawiam.
~A

PS Przepraszam za jakiekolwiek błędy - jeśli są - i zapraszam wszystkich chętnych na opowiadanie o 5 Seconds of Summer ;)

3 komentarze:

  1. Nie, nie, nie, nie, nie, NIE!
    To się tak nie może skończyć! To na pewno nie jest ostatnia część Lou.
    Niech będzie jeszcze jedna!
    PROOOOSZĘ <3
    Świetne opowiadanie, a przy:
    "Stanął w miejscu i spojrzał na mnie przez ramię. Z ruchu jego warg mogłam wyczytać słowa, być może dzięki którym nadal jestem przy życiu. Słowa, które dały mi siłę i nadzieję, że pewnego dnia on wróci. Dwa słowa, które oboje rozumiemy lepiej, niż inni.",
    rozpłakałam się :c Piękne, naprawdę cudowne *.*
    Zapraszam do mnie:
    believe-in-1d-imaginz.blogspot.com
    Nina xx

    OdpowiedzUsuń
  2. TO było PIĘKNE i powiem ci coś z czym spieram się sama w środku ale ci to powiem zrobiłaś najpiękniejsze zakończenie jakie mogłaś ponieważ dałaś nam możliwość wyboru czy chcemy żeby ta opowieść skończyła się szczęśliwie czy też nie, zostawiając koniec dając nadzieje że on powrucii... ale każdy z nas może mieć o tym inne zdanie jedni wymyślą szczęśliwe zakończenie inny nie, to zależy od nas, więc dziękuje... i pomimo tego że inni i cząstka mnie będą cie przekonywać do zrobienia kolejnej części, nie rób tego proszę... to zabierze nam nasz wkład w te historie i ten akcent który czyni je naszą.
    I odpowiadając na twoje pytanie nie spodziewałam się takiego obrotu akcji :)

    OdpowiedzUsuń
  3. TO. JEST. ŚWIETNE! No takiego zakończenia się nie spodziewałam, ale jest boskie :)
    Agan :*

    OdpowiedzUsuń