Dni mijały mi bardzo szybko w towarzystwie Liama. Nie
wiedziałam, że tak łatwo będziemy się dogadywać. Śmiało mogłam go nazwać moją
pokrewną duszą. Był po prostu kimś na kogo zawsze mogłam liczyć. Pomimo, że
znałam go zaledwie kilka dni miałam do niego pełne zaufanie. Spędzałam z nim
dosłownie każdą chwilę i nie miałam go dosyć. Zabierał mnie w różne miejsca, do
kina, na spacery, wszędzie, opiekował się mną i co najważniejsze sprawiał, że
byłam szczęśliwa. Był najlepszym przyjacielem jakiego tylko mogłam sobie
wymarzyć. A co do Michaela dzwonił do mnie codziennie po kilkanaście razy i
wysyłał setki smsów. Każdy brzmiał podobnie. To było coś w stylu: „Przepraszam
[T.I.]. Bardzo żałuję tego co się między nami stało. Daj mi jeszcze jedną
szansę. Nie zawiodę cię. Obiecuję.” Za mocno mnie zranił. Nie miałam z nim o
czym gadać. Dla mnie wszystko było definitywnie skończone. Starałam się o nim
zapomnieć, ale każdego wieczoru kiedy kładłam się spać płakałam. Przypominały
mi się chwile, w których byliśmy szczęśliwi. Ale zaraz przypominałam sobie o
Liamie. Że z nim też mam niesamowite wspomnienia. I on mnie nie zranił. Wtedy
dopiero udawało mi się jakoś uspokajać.
Tego popołudnia siedziałam skulona na fotelu na ogromnym
tarasie popijając kawę. Jak zawsze wlepiałam wzrok przed siebie czyli
obserwowałam z pozoru mało ruchliwą uliczkę, na której umiejscowiony był dom
Liama. Naprzeciwko stał średniej wielkości żółty domek, w którym jak zdążyłam
zaobserwować mieszkała zwykła rodzina. Rodzice z 15-letnią córką. Wiedziałam o
nich już bardzo dużo przez to, że codziennie siedziałam na tarasie i
obserwowałam co się dzieje. Pani Smith,
bo tak się nazywali zawsze o 16:28 w piątki podlewała swoje różowe pelargonie w
kuchni. A w ogóle to dziś piątek. Szybko spojrzałam na zegarek. 16:28.
Podniosłam wzrok przed siebie. I nie pomyliłam się. Jak zawsze w oknie pokazała
się uśmiechnięta postać z niebieską konewką w dłoni podlewając swoje ulubione
kwiatki. Dlaczego wiem, że to jej ulubione? Bo tylko je podlewa w piątki.
Wszystkimi innymi zajmuje się w poniedziałki. Po za tym tylko te posadzone są w
pomarańczowej porcelanowej doniczce. Pan Smith natomiast codziennie po pracy
udaje się najpierw do kuchni, aby zjeść obiad, a potem do salonu, gdzie czyta
gazetę, ale przerywa ją po dokładnie 3 i pół minutach, bo w telewizji zaczyna
się teleexpress. Jeśli chodzi o Amy – ich córkę – to we wtorki wieczorem
przychodzi do niej chłopak, ale wchodzi on do jej mieszkania balkonem, aby
rodzice się o tym nie dowiedzieli, bo jak uważają wtorek to środek tygodnia i
musi mieć ona czas na naukę. Muszę przyznać, że ich nawyki są trochę dziwne i w
jakiś sposób zabawne, ale bardzo ich lubię.
- BOOOOOOOOOOOOO ! – usłyszałam krzyk za mną i poczułam
czyjeś dłonie na moich ramionach. Wzdrygnęłam się i odwróciłam głowę z
przerażeniem kogo mogę zobaczyć, lecz zaraz mi ulżyło, bo moim oczom ukazał się
roześmiany Liam.
- Ty wariacie ! Przestraszyłeś mnie !
- Właśnie taki miałem zamiar.
- Eghh…
- Nie potrafisz się na mnie długo gniewać. A teraz wstawaj,
bo zabieram cię naaa… eee.. jakby to nazwać w pewne miejsce ? Z resztą
zobaczysz.
- Co ??? Ale jak to ?? Teraz ?
- Dokładnie w tym momencie. – oznajmił i pociągnął mnie w
górę pomagając podnieść mi się z fotela, po czym niespodziewanie wziął mnie
sobie na barana. Nie miałam zamiaru protestować. Skoro chciał mnie dźwigać … - Ok,
wskakuj do samochodu. – powiedział, kiedy dotarliśmy do auta.
Wsiadłam do niego i usiadłam na miejscu pasażera
zapinając pasy. Liam za chwilę pojawił się obok mnie wkładając kluczyki do
stacyjki i uruchamiając pojazd. Wyjechał na ulicę i ruszył przed siebie.
Usłyszałam w radiu jakąś piosenkę wpadającą w uszy i zaczęłam ją głośno śpiewać
machając rękami i śmiejąc się przy tym. Liam patrzył na mnie ukradkiem i nie
mógł powstrzymać się od śmiechu. Ale po chwili przyłączył się do mnie. Darliśmy
się wniebogłosy wykonując jakieś dziwne ruchy rękami i jadąc przed siebie. W
końcu piosenka się skończyła, a samochód zatrzymał. Wysiedliśmy z samochodu.
Byliśmy na jakimś stromym wzgórzu, z którego było widać cały Londyn. Niedaleko
stała mała drewniana chatka. Niebo miało idealny, jasno niebieski kolor, a
wokół nas wszystko pokryte było zielenią.
- I jak ? Podoba się ?
- No pewnie . Te widoki … są noo niesamowite.
- Cieszę się, że ci się podoba, ale właściwie to nie
przyjechaliśmy tu po to, aby rozkoszować się widokami. – zaśmiał się, a jego
wyraz twarzy domagał się wręcz, abym spytała co innego mamy tu robić.
- Okeeej. Więc co mamy tu robić ?
- Będziemy malować ten domek.
- Hahahahahah … Dobry żart.
- To nie żart. – odparł śmiertelnie poważnie
- NIE UMIEM MALOWAĆ DOMÓW.
- Nauczysz się. – powiedział i zaczął iść w stronę domku
- Robisz to specjalnie. – mruknęłam zakładając ręce na
piersiach
- Może. – zachichotał i otworzył chatkę znikając w jej
wnętrzu
Pokręciłam głową i wbiegłam do środka. Zobaczyłam go w
jakichś zniszczonych dresach i bluzie.
- Wejdź tu i się przebierz, a ja rozłożę drabinę i wyniosę
wszystkie farby i pędzle. – wskazał na drzwi do łazienki jak się domyślałam
Posłuchałam go i weszłam do środka. Zobaczyłam na szafce
duże, dżinsowe ogrodniczki i leżącą obok nich karteczkę: NIE MASZ WYBORU. PO
PROSTU TO ZAŁÓŻ. Uśmiechnęłam się i zdecydowałam się włożyć co mi nakazano.
Związałam włosy w niechlujnego koka i założyłam przetarte trampki leżące obok
drzwi niedbale zawiązując sznurówki. Wyszłam na zewnątrz i zobaczyłam
czekającego na mnie przyjaciela.
- Nooo ! Dobrze, że już jesteś .. To co zaczynamy ?
- Oczywiście szefie – zasalutowałam próbując zdusić śmiech,
na co Liam pokręcił tylko głową.
Chwyciliśmy pędzle i co chwila maczaliśmy je w wiaderkach z
różnokolorowymi farbami. Umówiliśmy się, że nie będzie to zwykły domek. Chcieliśmy,
aby był wyjątkowy, więc postanowiliśmy pomalować go na różne kolory. Ściany
miały być jasnożółte, oblamówki okien pomarańczowe, drzwi brązowe, a dach
czerwony. Właściwie to oprócz tego, że malowaliśmy tą chatkę mieliśmy też przy
tym niezły ubaw. Non stop wylewałam farbę na Liama, z początku robiłam to
nieumyślnie, aż w końcu przekształciło się to w celowe wkurzenie chłopaka.
Niestety jego cierpliwość w końcu się skończyła i oblał mnie farbą. Zaczęłam śmiać się
wniebogłosy i wtedy dopiero zaczęła się prawdziwa bitwa. Celowaliśmy w siebie
farbami tworząc na naszych ubraniach kolorowe plamki. Ani na chwilę nie opuścił
nas dobry humor. W końcu Liam stwierdził, że nie ma to już sensu, bo jesteśmy
już i tak cali brudni i zakończył naszą bitwę. Zdecydowałam położyć się na
ziemi i odpocząć. Za chwilę dołączył do mnie przyjaciel. Leżeliśmy obok siebie
wpatrując się w niebo pełne białych chmur.
- Widzisz ? – wyciągnęłam rękę w górę wskazując na jedną z
chmur
- Co ?
- Spójrz, ta chmura wygląda jak hipopotam. Musisz się dokładnie
przyjrzeć. Oo.. tu po prawej ma głowę, a tam dalej brzuch i nogi. Widzisz ?
- Rzeczywiście .. Ale mi to bardziej wygląda na krokodyla. –
przyznał
- KROKODYLA ? Gdzie niby ? Przecież to jest definitywnie
hipopotam ! – oburzyłam się
- Nieprawda ! Hipopotam nie ma zębów, a tam z tej paszczy
coś wystaje !
- Bboo.. bboo … on coś je ! Przeżuwa coś ! – zaczęłam się
jąkać i szukać odpowiedzi
- I tak zostaje przy twierdzeniu, że to KROKODYL.
- Myśl sobie co chcesz to jest HIPOPOTAM i koniec.
- Niech ci będzie.. – odparł z rezygnacją i przeniósł wzrok
na chatkę, którą przed chwilą malowaliśmy – Nawet jest okej ? Co nie ?
- Nom. Nie sądziłam, że to będzie takie fajne.
- No wiesz ja mam zawsze dobre pomysły i zawsze się udają.
- Dobra, dobra nie wymądrzaj się. – dałam mu kuksańca w bok,
na co on tylko się zaśmiał – Jeszcze tylko kawałek dachu….
- To co kończymy ?
- Tak.
Liam pomógł mi się podnieść, po czym od razu zabraliśmy się
do roboty. Przyłożył drabinę do ściany i trzymał ją, kiedy na nią wchodziłam.
Musiałam pomalować niewielki skrawek. Podał mi pędzel umaczany w czerwonej
farbie i asekurował mnie, abym nie spadła. Szybko i zwinnie zaczęłam
zamalowywać pusty fragment, a kiedy już skończyłam chciałam się obrócić i zejść
na dół, ale jakimś dziwnym cudem nadepnęłam na sznurówkę i zleciałam w dół. Na
szczęście pode mną stał Li i od razu zareagował łapiąc mnie. Moje ciało
przylegało do ściany, a chłopak był tuż przede mną i chyba nie miał zamiaru się
odsuwać. Czułam jak nasze klatki piersiowe uderzają o siebie, a oddechy
mieszają ze sobą nierówno. Patrzyliśmy w swoje oczy ani na chwilę nie
odwracając wzroku. Poczułam jakieś dziwne uczucie przechodzące po moim ciele
coś jak skrzyżowanie przenikających po mnie dreszczy z motylkami w brzuchu. Nie
wiedziałam co się za chwilę stanie i co mam zrobić. Odsunąć się czy może
pozostać w tej samej pozycji. Zdecydowałam się nie ruszać, bo nie miałam odwagi ani drgnąć. Liam przybliżył się do mnie jeszcze bliżej. Widziałam jak waha się nad czymś. I chyba nawet wiedziałam nad czym. Nie zdążyłam zareagować, bo jego usta lekko musnęły moje.
_____________________________________________________
Druga część Liama się pojawia. ♥
Przewiduję jeszcze 2 części czyli łącznie wyjdą 4.
Mam nadzieję, że imagin się podoba i proszę o komentarze.
Przepraszam za błędy jak są . ;D
Miłego czytania .
~N