Siedziałam w samochodzie, wpatrując się w obraz za szybą.
Wokół było mnóstwo samochodów od tych wielkich ciężarówek, których zawsze się
bałam, jadąc na rowerze do tych rzadziej już spotykanych kolorowych, małych
maluchów. To smutne, że ludzie już ich nie używają. Nie uważam, że są gorsze.
No bo powiedzcie mi w czym takie lamborghini jest lepsze od malucha? Tym, że
chłopaki chcą, żeby wszystkie laski na niego leciały. Ughh, nienawidzę tego.
Nie jestem taka jak te wszystkie puste lale. Ja w ogóle jestem inna, jakaś taka
naprawdę całkiem inna. Tak, wiem moje myśli są głupie. Ale w końcu jest 7.30
rano! Zawsze tak mam. Rano przychodzą mi różne rzeczy do głowy, a to dziwne, bo
rano mózg nie powinien być zbytnio aktywny ze względu na to, że domaga się snu.
DOBRA! Już nie rozkminiam.
- [T.I.] jesteśmy na miejscu, pomogę ci wysiąść. –
usłyszałam głos mojej zatroskanej mamy
- Oh, mamo poradzę sobie. – jęknęłam, wymuszając uśmiech
- Ale twoja noga, pomogę ci z kulami.
Tak, złamałam nogę. To w sumie jest dla mnie całkiem typowe.
Zawsze byłam ciamajdą. Niestety. Więc złamałam ją, zbiegając po schodach,
spiesząc się do szkoły. No i w końcu do niej nie dotarłam. Taaaaak, to była
jedyna zaleta. Wygramoliłam się z samochodu i pożegnałam się z mamą. Widziałam
w jej oczach tą troskę i jej nadmierną nadopiekuńczość. Zawsze mnie to
denerwowało, ale starałam się sobie to tłumaczyć, że ona się o mnie martwi i
taka właśnie jest rola matki, prawda? Bardzo ją kochałam i doceniałam wszystko,
co dla mnie robiła. Szłam przed siebie, wybierając kierunek drzwi frontowych
szkoły. Mijałam tych wszystkich ludzi z mojego liceum, wgapiających się we mnie
i posyłających mi dodające otuchy uśmiechy. Nie wiem nawet po co, czy jestem,
aż taką niezdarą, że nie potrafię sobie poradzić okulach. W sumie przyzwyczaiłam się
już do tego. Weszłam do szkoły i zaczęłam zastanawiać się gdzie mogą być moi
znajomi. I wtedy zobaczyłam roztrzepaną [I.T.P.], biegnącą w moją stronę. Od
razu się uśmiechnęłam i zaśmiałam cicho.
- [T.I.], przepraszam, że po ciebie nie wyszłam! Nie
zdążyłam, bo pisałam poprawkę z geografii.. – wybełkotała, głęboko oddychając
ze zmęczenia
- Nic się nie stało, przecież potrafię się sobą zająć. –
pokręciłam głową
- Oh, nieważne. No to zgadnij kto jest posiadaczem 4 z
geografii? No hmmmm? Nie uwierzysz..
- Myślę, że ty!
- Udało mi się!! Rozumiesz to?! Kompletnie się tego nie
spodziewałam, przecież tak się bałam, a zupełnie niepotrzebnie, bo spytała mnie
tych banalnych rzeczy. – mówiła zawzięcie, a na jej twarzy
cały czas gościł szeroki uśmiech, któremu towarzyszyły „roześmiane” oczy.
- Wiedziałam, że tak będzie, zawsze tak jest.
- No nieważne, a co z Zaynem? Odezwał się?
- Nie. – odpowiedziałam krótko i założyłam ręce na piersi.
- Oj, może po prostu nie mógł zadzwonić.
- Tak, na pewno nie mógł zadzwonić akurat wtedy, kiedy się
pokłóciliśmy.
- No dobra, masz rację, ale przecież wiesz jaki on jest. To
jest chłopak, który ma swoją męską dumę no niee?
- Taaaaa… tylko, że najgorsze jest to, że pokłóciliśmy się o
taką błahostkę. Ja czuję, że umieram w środku. Życie bez niego jest takie
trudne. Brakuje mi go. Wiem, że minęły na razie tylko 4 dni, ale brakuje mi go
cholernie mocno.
- To napisz, zadzwoń, idź do niego. Cokolwiek. Powiedz mu to
co czujesz.
- Gdyby to było takie łatwe… - powiedziałam i przerwał mi
dzwonek – Chodź, bo spóźnimy się na angielski.
Ruszyłyśmy na pierwsze piętro, gdzie odbywały się lekcje. A
to oznaczało wchodzenie po schodach czyli kolejny raz, gdy wszyscy będą się na
mnie gapili. Starałam się nie zwracać na to szczególnej uwagi i jak najszybciej
pokonać te głupie schody. Zauważyłam naszą anglistkę, zmierzającą szybkim i
pewnym krokiem (co było dla niej typowe) w stronę drzwi. Weszłam do sali i
siadłam w ostatniej ławce przy ścianie, ciężko oddychając. Bardzo się zmęczyłam
tym wszystkim. Moja kondycja nie była zbyt dobra ostatnimi czasy, więc nawet
wchodzenie po schodach było dla mnie nie lada wyczynem i to jeszcze z tą nogą. Założyłam
włosy za ucho i wyjęłam książki na ławkę. Oparłam się łokciem o ławkę i
zaczęłam rysować jakieś banalne serduszka na marginesie zeszytu. Nie była to
zbyt ciekawa lekcja, bo omawialiśmy materiał, który ja już dawno opanowałam,
więc nie byłam zbytnio zainteresowana. A tak właściwie to kiedy ja jestem
zainteresowana lekcją? Bardzo trudno mnie zaciekawić. Jestem osobą, która
często wybrzydza. A jednak Zayn zawsze potrafił to robić. Tęskniłam za nim
mocno. Bardzo mocno. Kochałam go. I to nawet nie zdajecie sobie sprawy jak
bardzo. Był jedynym w swoim rodzaju i to przede wszystkim w nim ceniłam, bo
nienawidziłam tej monotonności i nudności.
I powiedziałam to ja – osoba, która każdego ranka je to samo śniadanie –
kanapki z dżemem truskawkowym. No, ale wracając to po prostu był niesamowity i
wtedy bardzo go potrzebowałam. Bez niego właśnie tak się czułam nudno i
monotonnie. Wnosił do mojego życia więcej niż mogłoby się wydawać. A tamtego dnia jego
nieobecność bardzo mnie bolała. Bo to właśnie wtedy przypadała nasza rocznica
bycia razem. Miało być tak pięknie, wszystko sobie wyobrażaliśmy, że będzie
cudownie i w ogóle. A tu taki, że tak powiem KLOPS. Na te wspomnienia czułam
jak w oczach wezbrały mi się łzy. Wzięłam głęboki oddech i przełknęłam ślinę,
próbując się uspokoić. Spojrzałam na zegarek w celu sprawdzenia godziny i
akurat zadzwonił dzwonek. Spakowałam się szybko i wyszłam z klasy. Przerwa
minęła mi niesamowicie szybko. Potem dziwnym cudem przeżyłam fizykę, chemię,
biologię, matmę, wos i została mi jeszcze historia, która okropnie mi się
dłużyła. Nie przepadałam za tym przedmiotem. Po prostu mnie nudził, a tak jak
wspominałam wcześniej: nie lubię nudności. Kiedy tak się męczyłam i usilnie
próbowałam zainteresować się tym co mówiła nauczycielka lub chociaż słuchać
jej, poczułam wibrację na swoim prawym udzie. Wzdrygnęłam się i rozejrzałam
dookoła, czy aby nikt się nie zorientował. Klasa była jednak znudzona jeszcze
bardziej niż ja. Połowa spała na ławkach, a druga połowa udawała, że słucha. Zerknęłam
dyskretnie na ekran komórki i zobaczyłam wiadomość od Zayna. Zdziwiona
przesunęłam palcem po szybce i odczytałam smsa. „Musimy pogadać. Przyjdziesz do
mnie do warsztatu po szkole? Proszę.” W końcu raczył się odezwać. Odpisałam
zwykłe „ok” i zaczęłam się zastanawiać co ma mi do powodzenia. Cieszyłam się,
że to on napisał pierwszy, bo ja postanowiłam być nieugięta, ale sądzę, że nie
wytrzymałabym długo i sama napisała jeszcze tamtego dnia. W końcu lekcje
skończyły się. Jak najszybciej potrafiłam, wygramoliłam się ze szkoły i
zaczęłam zmierzać w stronę warsztatu, w którym pracował Zayn. Byłam lekko
zestresowana, bo sama nie wiedziałam jak mam się zachować. Miałam milion
czarnych scenariuszy w głowie, co chce mi powiedzieć lub co może się stać. Tuż
przed wejściem zatrzymałam się, biorąc głęboki oddech i poprawiając włosy. Pewnym
krokiem (a przynajmniej taki miał być, a czy był to nie wiem) weszłam do
środka.
- Halo? Jest tu kto?
Zobaczyłam Zayna, wychodzącego zza rogu. W garniturze. W tej
jego idealnej fryzurze. Jak zawsze perfekcyjnego w każdym calu. Poczułam, że w
moim brzuchu zaczynają gromadzić się motylki. Podszedł do mnie bardzo blisko i
wyjął zza pleców piękny bukiet białych tulipanów, po prostu mi go wręczając. Nie odezwał się. Tylko przysunął się jeszcze bliżej, przejechał kciukiem po moim
policzku, powodując u mnie dreszcze i za chwilę przytulił do siebie mocno. Nie
zaprotestowałam, bo ja tego potrzebowałam.
- Przepraszam. – powiedział cicho – Jestem dupkiem.
- Niee, przestań tak mówić. Zostawmy to, nie chcę o tym
rozmawiać.
- Chcę tylko powiedzieć, że bardzo żałuję. I nawet nie wiesz
jak bardzo za tobą tęskniłem przez te cholerne 4 dni. To były dla mnie 4,
puste, nic nieznaczące dni. Okropne. I właśnie przez ten czas zdałem sobie
sprawę jak bardzo ważna dla mnie jesteś. Zawsze wiedziałem, że jesteś ważna,
ale ty jesteś ważniejsza. Najważniejsza. Kocham cię [T.I.]. Kocham cię bardzo
bardzo cholernie mocno. – kiedy to mówił po policzkach spłynęła mi pojedyncza
łza, którą starł kciukiem.
- Ja też. Ja też. Kocham cię Zayn, tęskniłam. – wyszlochałam
- Ciiiiii….. Nie tak miało być. Jak pewnie wiesz dziś 17
czerwca, a to oznacza, że dokładnie rok temu moje życie zmieniło się o 360
stopni, bo poznałem ciebie. Chodź.. – pociągnął mnie za sobą.
Na środku warsztatu stał stolik przykryty białym obrusem, a
na nim fast foody i lody. FAST FOODY I LODY. Rozumiecie to? Normalny chłopak
przygotowałby coś wyrafinowanego, a on nie. I to kochałam. To było wyjątkowe.
- Za to cię kocham. – wyszeptałam, patrząc na to wszystko.
- Wiedziałem, że będziesz zadowolona.
Usiedliśmy przy stole, próbując wszystkiego po kolei. Byłam
okropnie szczęśliwa, że już jest wszystko okej, że w końcu mogłam spędzić z nim
czas. Każdy spędzony z nim dzień był inny. Całkowicie inny.
- Zatańczysz?
- Ale tu nawet nie ma muzyki.
- To nic, wyobraź sobie ją.
Uśmiechnęłam się i do niego podeszłam. Przytuliłam się mocno
i razem zaczęliśmy się kołysać. To była cudowna chwila. Właśnie to były te
najfajniejsze momenty. Najbardziej lubiłam po prostu siedzieć w jego objęciach.
Tylko to było mi potrzebne do szczęścia. A przez ostatnie 4 dni tego nie miałam
i wtedy jeszcze bardziej to doceniłam.
- Jaką piosenkę sobie wyobraziłaś?
- Tą, przy której się poznaliśmy a ty?
- Ja też. – uśmiechnął się pięknie, a ja to odwzajemniłam. –
Obiecaj mi coś.
- Co takiego?
- Bądź ze mną do końca.
- Obiecuję.
- Do samego końca.
- Obiecuję, ale ty tez mi to obiecaj.
- Obiecuję.
- Okay.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.- Wiem, że wyobrażałaś sobie ten dzień, ale nie wiedziałem jak i mam nadzieję, że podołałem i spełniłem chociaż trochę twoje marzenia.
- Podołałeś i to w 10000 calach.
- Cieszę się, że jesteś zadowolona. Co się stało z twoją nogą? Przepraszam, że pytam dopiero teraz, ale nie było okazji.
- Nie pytaj. Jestem cholerną ciamajdą.
- Ale wiesz co, ja cię taką kocham.
__________________________________________________
WIEM, WIEM, WIEM.
Dawno, a wręcz bardzo dawno nas tu nie było.
I bardzo przepraszamy. Same nie wiemy czy będziemy tu jeszcze pisać. Jesli znajdziemy czas.... to czemu nie?
Napisałam to sama nie wiem czemu. Jakoś tak mnie naszło.
Pisałam to bardzo szybko i nie sprawdzałam.
Mam nadzieję, że jest chociaż trochę ok. Chyba wyszłam z wprawy.
~N